-Wiedziałam, że cię tu znajdę.
Kaspian
nie odpowiedział. Był na tym samym tarasie, na którym Łucja kiedyś patrzyła na
odchodzącego Aslana, z łokciami opartymi o marmurową balustradę. Nawet nie
drgnął, kiedy się odezwałam.
-Ja też nie chciałam się tu znaleźć-powiedziałam, stając
obok niego. Morze było tego dnia bardzo spokojne; słońce świeciło mocno, a
liście na drzewach były jeszcze miejscami zielone. Gdyby nie chłodna bryza,
która łopotała moją sukienką, nikt nie byłby w stanie powiedzieć, że jest już
jesień.
Wiatr
był tak zimny, że zanim Kaspian w końcu się odezwał, moje palce zdążyły już
zdrętwieć.
-Nie chciałaś się tu znaleźć- powtórzył, kiwając wolno
głową.
-Nie wiem, dlaczego wróciliśmy- ciągnęłam. Przeniosłam
wzrok z morza na króla.-Ale to nic dobrego. Poszukamy drogi…
Nie
dał mi skończyć. Uderzył zaciśniętymi pięściami w marmur i wyprostował się
gwałtownie, odrzucając włosy do tyłu. Cofnęłam się odruchowo.
-To nic dobrego? Umarłaś. Zniknęłaś. A ja tu zostałem.
Nie masz pojęcia, jak to jest, przeżywać żałobę, nie wiedząc nawet, czy tak
trzeba, bo może jednak żyjesz! A potem się udało, było ciężko, ale udało mi się
poukładać sobie to wszystko… I właśnie w tym momencie, kiedy miałem szansę…
-Straszny z ciebie egoista, wiesz?- I choleryk, dodałam w
myślach.-Wiem, jak ciężko musiało ci być, ale może pomyśl też o mnie? Skaczę od
świata do świata, nie należąc do żadnego. I w żadnym nie jestem witana z
radością. Moje rodzeństwo mnie znienawidziło, bo chciałam zapomnieć, tak jak
ty. Nie szukałam drogi tutaj. Nie prosiłam o to. A jednak to się stało. I
powiem ci, że…
-Och, więc mam współczuć TOBIE?!
-A dlaczego nie? Może dla odmiany zauważysz kogoś innego
oprócz siebie!
-No tak, bo ty dajesz świetny tego przykład!
Wpatrywaliśmy
się w siebie z gniewem. Moje włosy latały wściekle wokół twarzy, od czasu do
czasu muskając też Kaspiana, niesione zimnym wiatrem. Dostałam gęsiej skórki,
jednak nie czułam zimna.
-Nie łudzę się, że ktokolwiek nie uważa mnie za zbędny
przedmiot- powiedziałam cicho.-Ale myślałam, że chociaż ty zrozumiesz.
Kaspian
milczał dłuższą chwilę.
-Rozumiem- odparł.-Ale ja tylko chciałem znów być
spokojny.
Uderzyło
mnie to, że nie użył słowa szczęśliwy. Zupełnie,
jakby założył, że takie uczucie już nie jest dla niego.
-A ja… my- poprawiłam się- nie chcemy stawać ci na
drodze.
Kaspian
nie odpowiedział, ale jego spojrzenie złagodniało i poczułam się na tyle
bezpiecznie, że przysunęłam się do niego nieco bliżej.
- Wierzę, że możesz być na mnie wściekły- ciągnęłam, choć
miałam ochotę powiedzieć raczej: NIE MASZ POWODU SIĘ WŚCIEKAĆ, BO NIE PROSIŁAM
ANI O ŚMIERĆ, ANI O POWRÓT TUTAJ, GŁUPI CZŁOWIEKU.-Jednak ze względu na
Łucję...
Nie
musiałam kończyć. Kaspian pokiwał głową w zamyśleniu.
-Zawsze byłem pod wrażeniem tego, jak bardzo leży ci na
sercu dobro Łucji.
A przed chwilą nazwałeś mnie
egoistką.
-Nie chcę tylko, by popełniła te same błędy, co ja.
Odwróciłam
się na pięcie i powoli weszłam z powrotem do zamkowych pomieszczeń, doskonale
wiedząc, że niepokój o to, co uznaję za błędy w swoim życiu, nie da Kaspianowi
zasnąć.
Uśmiechnęłam
się do siebie lekko.
***
Skoro tylko stało się jasne,
że udało mi się ułagodzić Kaspiana, Edmund i Piotr zaczęli bardzo mocno nalegać
na to, by król opowiedział im wszystko od początku, od samego momentu mojej
śmierci, który w bardzo dyplomatycznych słowach określili „powrotem Zuzanny do
naszego świata”.
-To ja cię znalazłem- zaczął Kaspian.- Twojego konia już
nie było i nigdy go nie znaleźliśmy. Może wyczuł, że jego pani już nie wróci i
zyskał wolność. -Zamilkł na chwilę, a ja wyczułam, że nie mówi tylko o koniu, i
moje serce drgnęło gwałtownie, boleśnie kłując mnie w żebra.-Przeniosłem cię do
zamku i…
-Chwila- przerwał mu Edmund.-Przecież znalazłeś ją na…
-Na granicy.
-I przeniosłeś Zuzannę na rękach?
Przytaknął.
- Przede mną wysłałem posłańca na moim koniu, aby doniósł
wam o tym, co się stało… I dowiedziałem się później, że was już nie zastał w
zamku.
-Tak, bo kiedy ty dowiedziałeś się, że minęliśmy się na
szlaku z Zuzanną i popędziłeś, żeby ją dogonić- wtrąciła Łucja- spotkaliśmy się
z Aslanem….
Piotr
pokiwał głową.
-Który powiedział nam, że nasza siostra zasnęła, a nasz
czas dobiegł końca. Że pozwolono nam zostać, lecz nie możemy tu nic więcej
zrobić. I wszystko musi się dopełnić, a ja i Zuzanna nie będziemy mogli tu
powrócić. I kazał nam przejść przez drzewo, a skoro tylko przeszliśmy,
znaleźliśmy się w Anglii.
-Tak, to by wiele wyjaśniało- powiedział Kaspian.- W
każdym razie ja złożyłem cię u stóp pałacu, a wtedy zrobiło się zamieszanie,
wybiegła służba, krzycząc, że nie ma już króla Piotra, króla Edmunda i królowej
Łucji… Ujrzeli twoje ciało… I nikt nie wiedział, jak to się stało, bo dziwnym
trafem nikt akurat nie patrzył, jednak błysnęło białe światło, przez chwilę
odebrało wzrok nam wszystkim, a za moment wszystko było, jak przedtem, z jedną
różnicą: ciebie już tu nie było. Wtedy już również ciałem.
Zacisnęłam
wargi.
-Cóż… trzeba było żyć dalej. Przez kilka miesięcy… przez
kilka miesięcy potrzebowałem zastępców- dokończył Kaspian, unosząc nieco brwi. -Wojna
zakończyła się naszym zwycięstwem tylko dzięki umiejętnościom naszych dowódców,
nie wiem, czy mielibyście dziś gdzie wracać, gdyby nie oni.
-A co z Gallem i Hope? Przeżyły wojnę?- spytała Łucja.
-Hope ma troje dzieci, dwóch synów i córkę. Dziewczynka
ma na imię Zuzanna.
Oczy
wszystkich obecnych zwróciły się na mnie.
-Nazwała córkę moim imieniem?
-Z wdzięczności, że udzieliłaś jej schronienia w
niebezpiecznych czasach- odparł cicho Kaspian.- Chciała w ten sposób uczcić
twoją pamięć.
Nie
no, skoro tak, to jasne, nie ma problemu.
-Gallem brała udział w wyprawie przeciwko olbrzymom przeszło
pięć lat temu. Od tamtej pory nikt jej nie widział.
-Pięć lat temu?- spytał głucho Piotr.-Więc ile nas nie
było?
-Koło ośmiu lat, może trochę dłużej.
Na
chwilę zapadło milczenie. Każde z nas w myślach dopasowywało sobie ten czas do
wydarzeń, które miały miejsce w naszym życiu.
-Rafael- wypaliłam nagle.-Co się dzieje z Rafaelem?
Piotr
uciekł spojrzeniem gdzieś w bok, zaś Łucja zacisnęła wargi, zupełnie, jakbym
ośmieliła się powiedzieć coś brzydkiego w towarzystwie dobrze wychowanych
ludzi, jednak Kaspian odpowiedział mi zupełnie spokojnie.
-Widziałem go jedynie kilka dni po twoim odejściu z
Narnii.. Zapewnił, że nigdy więcej go nie zobaczę, bo to jest ostatni raz,
kiedy przekracza próg tego zamku. Powiedział mi też, że nie mam się martwić, bo
jest pewien, że wróciłaś tam, skąd przybyłaś i że teraz jest ci lepiej.
-I uwierzyłeś mu?- spytałam.
-Chciałem mu uwierzyć.
Odetchnęłam
cicho równo z Kaspianem. On też musiał to wyczuć, bo uśmiechnął się do mnie
blado.
- Minął drugi rok, potem kolejny i kolejny. Dni płynęły w
pokoju, tak jak płynąć powinny. Przez te kilka lat waszej nieobecności nie
zdarzyło się zupełnie nic… Aż do zeszłego roku.
Słuchałam
jego opowieści o tym, jak sytuacja niemal na każdej granicy Narnii zaczęła się
coraz bardziej zaogniać, jednak moje myśli błądziły zupełnie gdzie indziej.
Rafael.
W jego słowach było coś niepokojącego, bo nie sądziłam, by kiedy mówił, że „teraz
jest mi lepiej” miał na myśli zaświaty czy gdzie tam wędruje się po śmierci.
Skądś wiedział, albo przynajmniej się domyślał, że będę żyła.
Ja
sama nie wierzyłam w życie po śmierci, reinkarnację ani żadne inne religijne
wymysły. Dopiero po wielu, wielu latach dotarło do mnie, że skoro istnieje
Narnia, istnieć może dosłownie wszystko.
***
-On chyba nie bierze tego ślubu z miłości.
Kaspian
wymówił się obowiązkami króla i zniknął gdzieś w swoich komnatach. Jego
narzeczonej też nigdzie nie było widać, a my nie bardzo wiedzieliśmy, co mamy
ze sobą zrobić, dlatego zostaliśmy w jadalni po obiedzie. Wśród monarchów nie
ma ograniczeń wiekowych co do spożywania alkoholu, dlatego wino, które nam
przyniesiono, zostało nalane również dla Łucji. Moja siostra spojrzała na mnie
niepewnie, a ja wzruszyłam ramionami. Sama odczuwałam bardzo silną potrzebę
napicia się czegoś mocniejszego, choćby i wina. Znienacka przypomniał mi się
bal i rosyjska wódka Johna.
Wciąż
miałam na sobie balową sukienkę.
-A niby dlaczego nie? Dziewczyna jest ładna, spokojna i
posłuszna.-A przynajmniej takie sprawiała wrażenie.-Mógł trafić gorzej.
Edmund
pokiwał powoli głową.
-I sprytna- dodał.-Nie odstąpi teraz Kaspiana na krok. Pewnie
czuje się zagrożona.
-Z mojego powodu?- spytałam.-To bez sensu. Minęło osiem
lat. Żadne uczucie tyle nie przetrwa.
-Ale to nie ona
uspokoiła Kaspiana, ani też nie ona skłoniła go do rozmowy z nami.
Cóż,
właściwie to ja też nie spacyfikowałam króla, tylko coś mu udowodniłam.
-To o niczym nie świadczy.
Edmund
westchnął niecierpliwie i pochylił się w moją stronę.
-Spójrz na to tak: granice Narnii nigdy nie były
specjalnie bezpiecznie strefą, nawet za naszego panowania. Jedynym wyjściem
ślub?
-Kaspian szuka pomocy, to proste. Ojciec tej dziewczyny
może mu tej pomocy udzielić.
-Ale co jej ojciec na tym zyska?
-No…
Umilkłam.
Piotr i Łucja wpatrywali się w nas w ponurym milczeniu, jakby już wiedzieli, do
czego zmierza Edmund, i wcale im się to nie podobało.
-Dobra, powiedz mi po prostu, o co ci chodzi-
powiedziałam, celowo znużonym tonem.
-Po pierwsze, Zuzanno, zginęłaś w wypadku, ale z jakiegoś
powodu zostałaś przywrócona do życia. Po drugie, ty i Piotr mieliście na zawsze
zostać już w naszym świecie. A po trzecie, temu krajowi nic realnie nie grozi.
Jedynym wydarzeniem jest ślub króla. Czy nie wydaje ci się, że mamy temu zapobiec?
Zapadła
głucha, wiele mówiąca cisza.
-Głupie- odrzekłam po długiej, bardzo długiej chwili.
Łucja drgnęła, najwidoczniej wyrwana z zamyślenia.-To najgłupsza… i najpodlejsza
rzecz, o jakiej w życiu słyszałam.
Zwłaszcza,
że przecież powiedziałam Kaspianowi, że nie będziemy mu stawać na drodze do
spokoju… Co mielibyśmy zrobić? Powiedzieć królowi, że nie może się ożenić z
córką potężnego monarchy, bo domyślamy się, że po to tu jesteśmy?
Albo może się po prostu ożenić z kimś innym
na przykład ze
Edmund wzruszył ramionami.
-Może i głupie, ale przyznaj, że podoba ci się ten
pomysł.
Piotr
uśmiechnął się znacząco. Czując, jak całe moje ciało się napina, odstawiłam z
brzdękiem puchar na stół.
-Podoba mi się?- warknęłam.
-No wiesz- rzucił Piotr.-Mogłabyś w końcu dać upust
swojemu wiecznemu niezadowoleniu z życia.
-Mojemu… Wiesz co, byłabym zadowolona z życia, gdyby mój
brat nie był takim niewdzięcznikiem- syknęłam. Piotr uniósł brwi, a uśmiech
spełzł z jego twarzy.
-Może wyżyj się na kimś innym za to, że niektórzy ludzie
po prostu cię nie uwielbiają?
-Wiadomość z ostatniej chwili!- krzyknęłam, wznosząc ręce
w powietrze.-Nikt mnie nie uwielbia, a już zwłaszcza moja własna rodzina.
-O, proszę cię, nie wmawiaj mi, że z radością nie
sprawiłabyś, aby ktoś inny czuł się tak zgorzkniale, jak ty!
-Piotr!- zganiła go Łucja.-Daj spokój…
-Nie, Łucjo, dlaczego miałby dać mi spokój? On sam nie ma
niczego. Nie ma tu władzy. Nie ma tu ukochanej. Ani tu, ani nigdzie indziej! I
w dodatku teraz został skazany na nasze towarzystwo, nie może uciec gdzieś do
swojej szkoły, zostawiając nas samopas… Bo to cię najbardziej boli, tak,
Piotrze?
-Nic nie rozumiesz- wycedził mój brat przez zęby.
-No pewnie- warknęłam.-Przecież jestem tylko głupią
Zuzanną.
-Zuza, on wcale tak nie myśli- wtrąciła Łucja.-Wiesz…
Jednak
Piotr miał minę świadczącą, że dokładnie tak o mnie myśli. Uśmiechnęłam się do
niego nieszczerze, po czym wstałam i wyszłam z jadalni, zostawiając mojego
starszego brata z irytującym wyrazem satysfakcji na ustach i Edmunda z
uniesionymi brwiami. Usłyszałam, że Łucja coś do nich mówi, po czym rozległo
się szuranie krzesła i jej kroki odbiły się echem od ścian korytarza.
Poszła
za mną.
Ale
właściwie dlaczego?
-Zuza, poczekaj.
Zwolniłam
nieco kroku, ale nie zatrzymałam się. Moja siostra zdążyła mnie dogonić i
chwyciła za ramię.
-Ty… mówiłaś poważnie?
-O czym?
-O tym, że uważasz, że niedopuszczanie Kaspiana do
małżeństwa byłoby podłe.
-Tak, naprawdę tak uważam.
Nie
wiedziałam do końca, czy to prawda. Byłam jednak pewna tego, że ta odpowiedź
usatysfakcjonuje Łucję i miałam rację.
Jej twarz rozjaśniła się, a potem wyciągnęła ręce i przytuliła się do mnie, jak
wtedy, gdy była jeszcze bardzo malutkim dzieckiem.
-Wiedziałam- wymruczała, wtulona w mój
brzuch.-Wiedziałam, że gdzieś tam jest jeszcze ta Zuzanna, którą kocham
najmocniej.
Również
objęłam ją delikatnie, jednak czułam, jak sztywny jest mój gest. Bo Łucja nie miała racji.
Tamtej Zuzanny już nie było.
______________________________________________
Drugi etapie olimpiady z języka polskiego, witaj! Tylko dlaczego wypadasz akurat w sobotę...?
Odkrywam siebie w teatrze i odkrywam pisarzy. Czy ktoś kiedyś słyszał o Jamesie Macphersonie, Michaile Lermontowie albo Andrieju Sladkovicu? A warto usłyszeć, bo
biedny, kto ciszy słyszeć nie może.
Amen.
No sama słodycz.