piątek, 17 maja 2013

[11] Księgi



Obudziłam się gwałtownie.
                Kaspian stał bokiem do łóżka, blisko strony, po której leżałam. Z zamyśleniem wpatrywał się w okno, przez które do komnaty wpadało zimne, białe światło. Był ubrany, ale wyglądał na nieświeżego, jakby nie widział jeszcze tego dnia ani wody, ani grzebienia.
                Uśmiechnęłam się do niego na wpół sennym uśmiechem, z trudnością otwierając oczy. Przeciągnęłam się na łóżku i poczułam, że w nocy zostałam przykryta czymś miękkim i ciepłym.
-Dzień dobry.
                Kaspian odwzajemnił mój uśmiech, spoglądając na chwilę w moją stronę.
-Dzień dobry, Zuzanno.
-Dawno wstałeś?
-Chwilę temu. Mam nadzieję, że cię nie zbudziłem.
-Nie, nie.-Ziewnęłam i przetarłam oczy palcami.-Strasznie mi się nie chce wstawać.
-Spokojnie, jeszcze nie musisz. Mamy czas.
                Ton, jakim to powiedział sprawił, że momentalnie odechciało mi się spać. Wsparłam się na łokciu, jednocześnie podciągając koc nieco wyżej.
-Co jest? I dlaczego tu tak zimno?
-Pada deszcz. Dopiero co zaczęto rozpalać ogień, mury zamku jeszcze się nie ogrzały.
                Wpatrywałam się w niego wyczekująco.
-Czemu tak na mnie patrzysz?
-Co się stało, Kaspianie? O co chodzi?
                Na powrót wbił spojrzenie w okno.
-Nic się nie stało, Zu.
                Ponieważ powiedział do mnie zdrobniale, uznałam, że nie ja jestem przyczyną jego dziwnej melancholii. Narzuciłam sobie koc na ramiona i podreptałam w jego stronę. Położyłam mu rękę na ramieniu opiekuńczym gestem przyjaciółki.
-Kaspianie.
                Widziałam, że się łamie.
-Jak myślisz, co się stanie, gdy wyjdziesz nad ranem z mojej komnaty?
-To jakieś podstępne pytanie?
                Rzucił mi zmęczone spojrzenie.
-Dobrze wiesz, o czym mówię. Wybuchnie skandal. Wszyscy będą myśleli że… Że do czegoś… doszło.-Skrzywił się nieznacznie.-A jeśli Diana się dowie, że spędziłaś noc w mojej sypialni…
-Nie zrobiliśmy nic złego, Kaspianie- powiedziałam uspokajająco, chociaż czułam, jak gdzieś w moim żołądku tworzy się zimna gruda.-Przecież mogłam przyjść do twojej sypialni rano, żeby… no nie wiem, życzyć ci dobrego dnia.-Z każdym słowem coraz bardziej zasychało mi w gardle. Kogo chcę oszukać? Przecież wszyscy pomyślą sobie to samo.-I tak będziemy musieli w końcu stąd wyjść.
                Kaspian splótł dłonie na karku. Wyglądał na jeszcze bardziej zmęczonego niż wczoraj wieczorem.
-Wiem.-A potem spojrzał na mnie tymi swoimi brązowymi oczami, spojrzał na mnie i patrzył dopóty, dopóki ja nie odwróciłam wzroku.-No to chodźmy.
                I ręką dał mi znak, żebym szła przodem. Nim doszłam do swojej komnaty, nie podniosłam wzroku wyżej niż na wysokość kolan mijanej służby.
***

                Nie chciało mi się rozmawiać z nikim.
                W ostatnim spojrzeniu Kaspiana wyczułam, że coś się zmieniło, jednak to chyba nie była zmiana na lepsze. Czułam nieuzasadniony niczym niepokój, i to absolutnie nie o plotki, które właśnie mogły rodzić się w zamku. Niepokoiłam się o niego i o siebie oraz o tę trudną do scharakteryzowania zmianę, ledwo wyczuwalną metamorfozę naszych wzajemnych stosunków.
                Zastanawiałam się, czy od teraz Kaspian będzie mnie unikał.
                Dopiero teraz mogłam się umyć i przebrać. Z ulgą zdjęłam suknię, której zapach nie robił już na mnie żadnego wrażenia, rozplotłam do końca włosy, które nocą i tak zaczęły żyć własnym życiem i ochlapałam twarz zimną wodą. Kiedy spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, pod oczami dostrzegłam dwa czarne półkola od tuszu.
                Uśmiechnęłam się nieszczerze do swojego odbicia, po czym zanurzyłam głowę w misce z wodą aż po samą szyję. Z rękami zaciśniętymi na krawędzi naczynia, z lodowatymi igiełkami wbijającymi się w moją skórę, z włosami leniwie łaskoczącymi mnie po twarzy, z całym tym zimnem i niepewnością odzyskiwałam powoli jasność myślenia i trzeźwość. Wynurzyłam się dopiero, kiedy poczułam, że już dłużej nie wytrzymam bez zaczerpnięcia oddechu. Odrzuciłam włosy do tyłu, czując, jak lodowaty strumień wody spływa mi od karku przez plecy aż po same kostki.
                Owinęłam się ręcznikiem i przysiadłam na krawędzi łóżka, zastanawiając się, czy mam jakąkolwiek kontrolę nad swoim życiem.
***

                Narnia to wspaniały kraj, jednak niewiele jest w nim miejsca na literaturę.
                Opowieści są przekazywane ustnie, z pokolenia na pokolenie, historia spisywana jest raczej obrazami lub w literacko nieciekawych rocznikach, choć książki historyczne są i tak jednymi z najpowszechniejszych, jeśli chodzi o pisarzy rodem z Narnii.
                Co oczywiście nie oznacza, że w Narnii nie ma książek. Jest po prostu niewielu pisarzy.
                Zamkowa biblioteka, a także prywatne królewskie zbiory (zwłaszcza te, które udało się zgromadzić Edmundowi za Złotego Wieku) są naprawdę imponujące i godne pozazdroszczenia. Po tak długim czasie, który upłynął od naszych rządów, nie byłam w stanie sobie przypomnieć, na czym upływały mi wtedy dni i dlaczego nigdy nie sięgnęłam po żadną książkę.
                Chciałam to zmienić. Mój pobyt w Narnii wciąż nie miał dla mnie żadnego sensu, prócz tego, by dobić mnie jeszcze bardziej; równie dobrze mogłam więc zająć się czymś pożytecznym. A mając świadomość tego, że prędzej czy później i tak wrócimy do Anglii (bo zawsze wracaliśmy, żywi lub martwi, zresztą co za różnica), pamięć o literaturze z innego świata w świecie nudnym i znajomym byłaby z pewnością jakąś pociechą. Poza tym, miałam ogromną nadzieję, że jeśli znajdę sobie jakiś cel, nasz pobyt tutaj stanie się przynajmniej znośny. Należało więc zabrać się do roboty i to jak najszybciej.
                Wiedziałam, że gdyby mój starszy brat zobaczył mnie z jakimś dziełem w ręku, prawdopodobnie pomyślałby, że chodzę z nią, bo taka panuje moda. Że trzymam książkę, żeby uchodzić za inteligentną. Nie nawet byłam pewna, czy Piotr wie, iż potrafię czytać.
                Jeśli więc chciałam rozpocząć moje studia nad literaturą tego świata, powinnam (musiałam) być dyskretna. Jedyną osobą, którą postanowiłam obdarzyć zaufaniem, był Edmund. Od jego kolekcji zresztą miałam zamiar zacząć.
                Kiedy wyłożyłam mu w czym rzecz, pokiwał tylko głową.
-Oczywiście, możesz skorzystać z moich zbiorów. Pod warunkiem, że one jeszcze istnieją.
-A dlaczego miałyby nie istnieć?
                Rozmawiając z nim, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że mój młodszy brat musi mieć naprawdę twardą głowę. W przeciwieństwie do Kaspiana, w ogóle nie okazywał zmęczenia czy zniecierpliwienia. Był spokojny i opanowany, jak zwykle. Nawet nie miał kaca.
-Część przepadła w wojnach, część stała się łupem Telmarów, część zaginęła, część pewnie przywłaszczyli sobie urzędnicy…- Edmund pokręcił głową.-Ale jeśli jakieś egzemplarze się zachowały, pewnie są przechowywane w podziemiach.
-Rozumiem.
                Oboje milczeliśmy chwilę.
-Jak się wczoraj bawiłeś? Na balu?
                Uniósł brew.
-W porządku. A ty?
                To, co było w nim najcudowniejsze, to fakt, że zadał to pytanie, choć nie miało to dla niego żadnego znaczenia. Właściwie mogłabym opowiedzieć mu, do kogo biegałam cały wieczór, a on nawet by się nie żachnął.
-Normalnie. Właściwie zapomniałam już, jak to jest na takim dworskim przyjęciu.
                Nagle oczy Edmunda błysnęły złośliwie.
-Ale nasz starszy brat nie zapomniał.
-Słucham?
-Ja tam nic nie wiem- odparł tonem, który jednoznacznie sugerował, że wie o wiele więcej, niż powinien.-Ale jeśli pójdziesz do Piotra i powiesz mu, że TY wiesz… Cóż, proszę cię o jedno: zapamiętaj jego reakcję i dokładnie mi ją opisz.
-Edmundzie, o czym ty właściwie mówisz?
                Wzruszył ramionami i odwrócił się do mnie plecami, wciąż nie mogąc opanować wyrazu złośliwej satysfakcji na twarzy.
                A ponieważ jestem tylko słabym człowiekiem, nie mogłam się opanować i zrobiłam dokładnie to, co mi powiedział.
***

 Nieśmiało weszłam do komnaty Piotra, w której ten przeglądał jakieś arcyważne archiwa, po czym przysiadłam na brzegu krzesła naprzeciwko jego sekretarzyka i oświadczyłam mu spokojnie, że wiem.
                Mój starszy brat potarł ręką policzek. Z pewnym opóźnieniem dotarło do mnie, że ma już całkiem pokaźny zarost, i że wygląda z nim całkiem… … przystojnie? Ciekawe, czy zdawał sobie sprawę z tego, jak pięknymi jesteśmy ludźmi. Jak nasza powierzchowność rozwija się, jak zaczyna być naszym głównym atutem, kiedy do głosu dochodzą nasze charaktery.
                Zostały nam jedynie zjawiskowe twarze, Piotrze, dawny Wielki Królu, który dziś nie umiesz nawet władać swoim rodzeństwem. Może świat pozwoli się podbić, nie wymagając od nas robienia niczego prócz podziwiania własnej urody.
-I co takiego zamierzasz z tą wiedzą zrobić, Zuzanno?- spytał spokojnie Piotr, odkładając papiery na stół. Patrzył na mnie z wyrazem uprzejmego zainteresowania na twarzy.
-To zależy, co masz mi na ten temat do powiedzenia- strzeliłam.
                Na szczęście podchwycił.
-Na szczęście nie mam nic do powiedzenia.
-Zupełnie nic?
-Nie będę się usprawiedliwiał.
-…bo nie jesteś niczemu winien?
                Czułam się tak, jakby wręczono mi do ręki łuk i zawiązano oczy, a zamiast tarczy strzelniczej postawiono żywego człowieka. Trafię albo nie trafię.
- To, co się stało, było tylko nic nieznaczącym przypadkiem. Ty powinnaś o tym wiedzieć najlepiej- dodał po chwili, a ja odniosłam dziwne wrażenie, że gdybym tylko wiedziała, o co do jasnej cholery chodzi, ta uwaga dość mocno by mnie zraniła.
                Spojrzałam na niego wilkiem.
-Ach tak?
                Piotr uciekł spojrzeniem gdzieś w bok, po czym ścisnął palcami kąciki oczu, wzdychając ciężko.
-Przepraszam. Nie powinienem był tego mówić.
                Teraz już zdenerwowałam się całkiem poważnie.
-Dobra, Piotr, powiem ci wprost: nie mam pojęcia, co zaszło wczoraj na balu. Edmund mnie podpuścił, bo on prawdopodobnie widział to, co się stało.-Piotr odjął dłonie od twarzy i spojrzał na mnie przelotnie, kiedy brałam głęboki wdech.-Jeśli chcesz mi coś opowiedzieć, a wierz mi, znam cię na tyle, by wiedzieć, kiedy coś cię gryzie, proszę, opowiedz mi to. Nie będę cię oceniać ani nic. Tyle.
                Piotr patrzył na mnie długo- bardzo, bardzo długo- a moją jedyną myślą podczas tego jego spojrzenia było zdziwienie, że jest naprawdę przystojnym mężczyzną.
-Powiem ci, Zuzanno- odezwał się w końcu nieswoim głosem- jeśli ty powiesz mi, gdzie wczoraj znikałaś.
                Wyprostowałam się.
-Co?
-Tajemnice między nami nie mają sensu, Zuzanno.
-Dlaczego?
-Bo jesteśmy zbyt złymi ludźmi?
                Nie mogłam uwierzyć w to, co powiedział. Nie mogłam uwierzyć w to, że mój brat- Piotr, Wielki Król o przydomku Wspaniały, zawsze taki dumny, taki odważny, a jednak tak mało spostrzegawczy- był w stanie zdegradować siebie samego… do mojej osoby.
                I zdziwiłam się jeszcze bardziej, kiedy dotarło do mnie, że oprócz faktu, iż jesteśmy piękni, jesteśmy chyba w jakiś sposób mądrzy, oboje w ten sam niezbyt inteligentny sposób, który absolutnie nie opierał się na ilości posiadanej wiedzy.
                Uśmiechnęłam się do mojego brata, po raz pierwszy od bardzo długiego czasu wiedząc, że tam za tą cudowną twarzą naprawdę jest ktoś bliski.
-Ty zaczynasz, Piotrze.

***

                Właściwie to było nawet zabawne, choć miałam świadomość, że gdybym się roześmiała, Piotr by mnie zabił.
-Żartujesz.
-Nie, Zuzanno. Nie żartuję.-Powiedział to obojętnym tonem, jednak widziałam, jak cały się usztywnił, kiedy zaczął o tym mówić.-Całowałem się z Dianą, przyszłą żoną króla Kaspiana. Całowałem się z Dianą.
                Powtarzanie wyznania swojej winy sprawiało mu jakąś sadystyczną przyjemność.
-I Edmund to widział- powiedziałam powoli.
-Najwyraźniej.
-I to dlatego powiedziałeś, że ja powinnam wiedzieć najlepiej, że pocałunek może być mało znaczącym przypadkiem.
-Już cię za to przeprosiłem- rzucił, odgarniając nieuważnym ruchem włosy znad czoła.-Po prostu zły jestem na siebie. Nie powinienem wyładowywać się na tobie.
-Jesteś człowiekiem, Piotrze- powiedziałam spokojnie, patrząc mu prosto w oczy. To, że całował się z przyszłą żoną Kaspiana, nie wywarło na mnie żadnego negatywnego wrażenia. Nie czułam do mojego brata obrzydzenia czy czegoś takiego.
                Właściwie czułam się tak, jakbym już dawno wiedziała, co się między nimi wydarzyło… Jakbym wiedziała, że to musiało się wydarzyć.
-To nie jest usprawiedliwienie.
-Zakochałeś się w niej?
                To, jak mocno się zirytował, kiedy tylko zadałam to pytanie, było dla mnie jednoznaczną odpowiedzią.
-Skąd w ogóle taki pomysł? Ona jest narzeczoną króla Narnii. Narzeczoną mojego… mojego…- no, Piotrze, wykrztuś to! Słowo przyjaciel nie ma zębów, nie ugryzie cię w gardło!- No po prostu jest narzeczoną Kaspiana.
-I co z tego, Piotrze? On jej nie kocha.
-Skąd niby możesz to wiedzieć?
                Westchnęłam teatralnie.
-Bo jestem kobietą. I odpowiedz mi na pytanie. Czy jesteś zakochany w Dianie?
-Zuzanno, mówiłem ci już…
-Czy jesteś zakochany w Dianie?
-Nie prowokuj…
-Czy jesteś zakochany w Dianie?
-Tak!- krzyknął na mnie Piotr, wychylając się gwałtownie w moim kierunku.-Jestem zakochany w Dianie! Zadowolona?
                Nie odpowiadałam mu przez chwilę, czekając, aż się uspokoi, jednak kiedy wyrównał oddech, on przemówił pierwszy.
-To jest złe, Zuzanno. To jest bardzo złe.
                Przygarbił się i zwiesił ramiona. Szare, deszczowe światło, padające na niego od tyłu spowodowało, że wyglądał bardzo, bardzo żałośnie.
                Wstałam ze swojego miejsca, obeszłam dzielące nas biurko i położyłam mu dłoń na ramieniu w tym samym geście, który kilka chwil wcześniej miał podtrzymać na duchu Kaspiana.
-Miłość nie jest niczym złym, Piotrze.
-Miłość do narzeczonej króla Kaspiana jest czymś wyjątkowo złym.
                Ścisnęłam jego ramię odrobinę mocniej.
-A gdybym ci powiedziała, że twoje uczucie do Diany- o ile, rzecz jasna, jest odwzajemnione- może uratować inne uczucie?
                Prychnął, po czym zwiesił ramiona jeszcze niżej i westchnął ciężko.
-Myślisz, że gdybym ja i Diana… To ty i Kaspian?
-Nie wiem. Pewnie tak.
-Kochasz go?
                Puściłam jego ramię, kiedy odwrócił głowę, by na mniej spojrzeć.
-Nie wiem- powtórzyłam, niemal nie zmieniając tonu głosu.-Naprawdę nie mam pojęcia.
-A myślisz, że on cię kocha?
-A Diana kocha ciebie?
                Piotr pokiwał głową, tym niemym gestem przyznając mi rację. Chwilę trwaliśmy w bezruchu i milczeniu.
-Nadal chcesz posłuchać mojej historii?- spytałam w końcu. Przysiadłam lekko na krawędzi jego biurka, tak, że jedna moja stopa dyndała swobodnie w powietrzu, wyglądając bardzo wdzięcznie w sznurowanym sandale.
                Właściwie powinnam zacząć nosić cieplejsze obuwie, przemknęło mi przez myśl.
                Piotr wziął jeszcze jeden głęboki oddech, po czym rozsiadł się wygodniej na swoim fotelu, splótł ręce na brzuchu i spojrzał na mnie.
-Jasne.
-Powiem ci tylko jedno słowo, a ty będziesz wiedział wszystko. Może być?
-Pamiętaj, że jestem tylko mężczyzną. Nie umiem domyślać się różnych rzeczy tak jak wy, kobiety.
                Uśmiechnęłam się do niego.
-Rafael.
                Jego brwi wystrzeliły wysoko w górę, jednak kiedy odezwał się po kilku chwilach, głos miał spokojny.
-No, no…- powiedział powoli.-To się trochę porobiło, prawda?
                Wyciągnęłam rękę w jego kierunku i położyłam dłoń na jego splecionych palcach.
-Prawda, Piotrze.
                A potem uśmiechnęliśmy się do siebie równocześnie, zupełnie, jakbyśmy nie dzielili najbardziej osobistych sekretów swoich żyć.


_________________________________________________
Pełnia szczęścia.
Dzisiaj zdobyliśmy główną nagrodę na festiwalu teatralnym o zasięgu (podobno) ogólnopolskim, choć teatry były głównie z Pomorza, Mazur, Kujaw i Wielkopolski.
Nasz spektakl jest o zakłamaniu. I uważam, że jest genialny. Niby statyczny, niby rozgrywany w małej przestrzeni... A jednak tak cholernie mocny! Wzruszam się za każdym razem, kiedy to gram.
Jestem szczęśliwa i dzielę się z Wami moim uśmiechem.
Buziaki!