środa, 9 stycznia 2013

[6] Uśmiech





-Wiedziałam, że cię tu znajdę.
                Kaspian nie odpowiedział. Był na tym samym tarasie, na którym Łucja kiedyś patrzyła na odchodzącego Aslana, z łokciami opartymi o marmurową balustradę. Nawet nie drgnął, kiedy się odezwałam.
-Ja też nie chciałam się tu znaleźć-powiedziałam, stając obok niego. Morze było tego dnia bardzo spokojne; słońce świeciło mocno, a liście na drzewach były jeszcze miejscami zielone. Gdyby nie chłodna bryza, która łopotała moją sukienką, nikt nie byłby w stanie powiedzieć, że jest już jesień.
                Wiatr był tak zimny, że zanim Kaspian w końcu się odezwał, moje palce zdążyły już zdrętwieć.
-Nie chciałaś się tu znaleźć- powtórzył, kiwając wolno głową.
-Nie wiem, dlaczego wróciliśmy- ciągnęłam. Przeniosłam wzrok z morza na króla.-Ale to nic dobrego. Poszukamy drogi…
                Nie dał mi skończyć. Uderzył zaciśniętymi pięściami w marmur i wyprostował się gwałtownie, odrzucając włosy do tyłu. Cofnęłam się odruchowo.
-To nic dobrego? Umarłaś. Zniknęłaś. A ja tu zostałem. Nie masz pojęcia, jak to jest, przeżywać żałobę, nie wiedząc nawet, czy tak trzeba, bo może jednak żyjesz! A potem się udało, było ciężko, ale udało mi się poukładać sobie to wszystko… I właśnie w tym momencie, kiedy miałem szansę…
-Straszny z ciebie egoista, wiesz?- I choleryk, dodałam w myślach.-Wiem, jak ciężko musiało ci być, ale może pomyśl też o mnie? Skaczę od świata do świata, nie należąc do żadnego. I w żadnym nie jestem witana z radością. Moje rodzeństwo mnie znienawidziło, bo chciałam zapomnieć, tak jak ty. Nie szukałam drogi tutaj. Nie prosiłam o to. A jednak to się stało. I powiem ci, że…
-Och, więc mam współczuć TOBIE?!
-A dlaczego nie? Może dla odmiany zauważysz kogoś innego oprócz siebie!
-No tak, bo ty dajesz świetny tego przykład!
                Wpatrywaliśmy się w siebie z gniewem. Moje włosy latały wściekle wokół twarzy, od czasu do czasu muskając też Kaspiana, niesione zimnym wiatrem. Dostałam gęsiej skórki, jednak nie czułam zimna.
-Nie łudzę się, że ktokolwiek nie uważa mnie za zbędny przedmiot- powiedziałam cicho.-Ale myślałam, że chociaż ty zrozumiesz.
                Kaspian milczał dłuższą chwilę.
-Rozumiem- odparł.-Ale ja tylko chciałem znów być spokojny.
                Uderzyło mnie to, że nie użył słowa szczęśliwy. Zupełnie, jakby założył, że takie uczucie już nie jest dla niego.
-A ja… my- poprawiłam się- nie chcemy stawać ci na drodze.
                Kaspian nie odpowiedział, ale jego spojrzenie złagodniało i poczułam się na tyle bezpiecznie, że przysunęłam się do niego nieco bliżej.
- Wierzę, że możesz być na mnie wściekły- ciągnęłam, choć miałam ochotę powiedzieć raczej: NIE MASZ POWODU SIĘ WŚCIEKAĆ, BO NIE PROSIŁAM ANI O ŚMIERĆ, ANI O POWRÓT TUTAJ, GŁUPI CZŁOWIEKU.-Jednak ze względu na Łucję...
                Nie musiałam kończyć. Kaspian pokiwał głową w zamyśleniu.
-Zawsze byłem pod wrażeniem tego, jak bardzo leży ci na sercu dobro Łucji.
                A przed chwilą nazwałeś mnie egoistką.
-Nie chcę tylko, by popełniła te same błędy, co ja.
                Odwróciłam się na pięcie i powoli weszłam z powrotem do zamkowych pomieszczeń, doskonale wiedząc, że niepokój o to, co uznaję za błędy w swoim życiu, nie da Kaspianowi zasnąć.
                Uśmiechnęłam się do siebie lekko.
***

Skoro tylko stało się jasne, że udało mi się ułagodzić Kaspiana, Edmund i Piotr zaczęli bardzo mocno nalegać na to, by król opowiedział im wszystko od początku, od samego momentu mojej śmierci, który w bardzo dyplomatycznych słowach określili „powrotem Zuzanny do naszego świata”.
-To ja cię znalazłem- zaczął Kaspian.- Twojego konia już nie było i nigdy go nie znaleźliśmy. Może wyczuł, że jego pani już nie wróci i zyskał wolność. -Zamilkł na chwilę, a ja wyczułam, że nie mówi tylko o koniu, i moje serce drgnęło gwałtownie, boleśnie kłując mnie w żebra.-Przeniosłem cię do zamku i…
-Chwila- przerwał mu Edmund.-Przecież znalazłeś ją na…
-Na granicy.
-I przeniosłeś Zuzannę na rękach?
                Przytaknął.
- Przede mną wysłałem posłańca na moim koniu, aby doniósł wam o tym, co się stało… I dowiedziałem się później, że was już nie zastał w zamku.
-Tak, bo kiedy ty dowiedziałeś się, że minęliśmy się na szlaku z Zuzanną i popędziłeś, żeby ją dogonić- wtrąciła Łucja- spotkaliśmy się z Aslanem….
                Piotr pokiwał głową.
-Który powiedział nam, że nasza siostra zasnęła, a nasz czas dobiegł końca. Że pozwolono nam zostać, lecz nie możemy tu nic więcej zrobić. I wszystko musi się dopełnić, a ja i Zuzanna nie będziemy mogli tu powrócić. I kazał nam przejść przez drzewo, a skoro tylko przeszliśmy, znaleźliśmy się w Anglii.
-Tak, to by wiele wyjaśniało- powiedział Kaspian.- W każdym razie ja złożyłem cię u stóp pałacu, a wtedy zrobiło się zamieszanie, wybiegła służba, krzycząc, że nie ma już króla Piotra, króla Edmunda i królowej Łucji… Ujrzeli twoje ciało… I nikt nie wiedział, jak to się stało, bo dziwnym trafem nikt akurat nie patrzył, jednak błysnęło białe światło, przez chwilę odebrało wzrok nam wszystkim, a za moment wszystko było, jak przedtem, z jedną różnicą: ciebie już tu nie było. Wtedy już również ciałem.
                Zacisnęłam wargi.
-Cóż… trzeba było żyć dalej. Przez kilka miesięcy… przez kilka miesięcy potrzebowałem zastępców- dokończył Kaspian, unosząc nieco brwi. -Wojna zakończyła się naszym zwycięstwem tylko dzięki umiejętnościom naszych dowódców, nie wiem, czy mielibyście dziś gdzie wracać, gdyby nie oni.
-A co z Gallem i Hope? Przeżyły wojnę?- spytała Łucja.
-Hope ma troje dzieci, dwóch synów i córkę. Dziewczynka ma na imię Zuzanna.
                Oczy wszystkich obecnych zwróciły się na mnie.
-Nazwała córkę moim imieniem?
-Z wdzięczności, że udzieliłaś jej schronienia w niebezpiecznych czasach- odparł cicho Kaspian.- Chciała w ten sposób uczcić twoją pamięć.
                Nie no, skoro tak, to jasne, nie ma problemu.
-Gallem brała udział w wyprawie przeciwko olbrzymom przeszło pięć lat temu. Od tamtej pory nikt jej nie widział.
-Pięć lat temu?- spytał głucho Piotr.-Więc ile nas nie było?
-Koło ośmiu lat, może trochę dłużej.
                Na chwilę zapadło milczenie. Każde z nas w myślach dopasowywało sobie ten czas do wydarzeń, które miały miejsce w naszym życiu.
-Rafael- wypaliłam nagle.-Co się dzieje z Rafaelem?
                Piotr uciekł spojrzeniem gdzieś w bok, zaś Łucja zacisnęła wargi, zupełnie, jakbym ośmieliła się powiedzieć coś brzydkiego w towarzystwie dobrze wychowanych ludzi, jednak Kaspian odpowiedział mi zupełnie spokojnie.
-Widziałem go jedynie kilka dni po twoim odejściu z Narnii.. Zapewnił, że nigdy więcej go nie zobaczę, bo to jest ostatni raz, kiedy przekracza próg tego zamku. Powiedział mi też, że nie mam się martwić, bo jest pewien, że wróciłaś tam, skąd przybyłaś i że teraz jest ci lepiej.
-I uwierzyłeś mu?- spytałam.
-Chciałem mu uwierzyć.
                Odetchnęłam cicho równo z Kaspianem. On też musiał to wyczuć, bo uśmiechnął się do mnie blado.
- Minął drugi rok, potem kolejny i kolejny. Dni płynęły w pokoju, tak jak płynąć powinny. Przez te kilka lat waszej nieobecności nie zdarzyło się zupełnie nic… Aż do zeszłego roku.
                Słuchałam jego opowieści o tym, jak sytuacja niemal na każdej granicy Narnii zaczęła się coraz bardziej zaogniać, jednak moje myśli błądziły zupełnie gdzie indziej.
                Rafael. W jego słowach było coś niepokojącego, bo nie sądziłam, by kiedy mówił, że „teraz jest mi lepiej” miał na myśli zaświaty czy gdzie tam wędruje się po śmierci. Skądś wiedział, albo przynajmniej się domyślał, że będę żyła.
                Ja sama nie wierzyłam w życie po śmierci, reinkarnację ani żadne inne religijne wymysły. Dopiero po wielu, wielu latach dotarło do mnie, że skoro istnieje Narnia, istnieć może dosłownie wszystko.
***

-On chyba nie bierze tego ślubu z miłości.
                Kaspian wymówił się obowiązkami króla i zniknął gdzieś w swoich komnatach. Jego narzeczonej też nigdzie nie było widać, a my nie bardzo wiedzieliśmy, co mamy ze sobą zrobić, dlatego zostaliśmy w jadalni po obiedzie. Wśród monarchów nie ma ograniczeń wiekowych co do spożywania alkoholu, dlatego wino, które nam przyniesiono, zostało nalane również dla Łucji. Moja siostra spojrzała na mnie niepewnie, a ja wzruszyłam ramionami. Sama odczuwałam bardzo silną potrzebę napicia się czegoś mocniejszego, choćby i wina. Znienacka przypomniał mi się bal i rosyjska wódka Johna.
                Wciąż miałam na sobie balową sukienkę.
-A niby dlaczego nie? Dziewczyna jest ładna, spokojna i posłuszna.-A przynajmniej takie sprawiała wrażenie.-Mógł trafić gorzej.
                Edmund pokiwał powoli głową.
-I sprytna- dodał.-Nie odstąpi teraz Kaspiana na krok. Pewnie czuje się zagrożona.
-Z mojego powodu?- spytałam.-To bez sensu. Minęło osiem lat. Żadne uczucie tyle nie przetrwa.
 -Ale to nie ona uspokoiła Kaspiana, ani też nie ona skłoniła go do rozmowy z nami.
                Cóż, właściwie to ja też nie spacyfikowałam króla, tylko coś mu udowodniłam.
-To o niczym nie świadczy.
                Edmund westchnął niecierpliwie i pochylił się w moją stronę.
-Spójrz na to tak: granice Narnii nigdy nie były specjalnie bezpiecznie strefą, nawet za naszego panowania. Jedynym wyjściem ślub?
-Kaspian szuka pomocy, to proste. Ojciec tej dziewczyny może mu tej pomocy udzielić.
-Ale co jej ojciec na tym zyska?
-No…
                Umilkłam. Piotr i Łucja wpatrywali się w nas w ponurym milczeniu, jakby już wiedzieli, do czego zmierza Edmund, i wcale im się to nie podobało.
-Dobra, powiedz mi po prostu, o co ci chodzi- powiedziałam, celowo znużonym tonem.
-Po pierwsze, Zuzanno, zginęłaś w wypadku, ale z jakiegoś powodu zostałaś przywrócona do życia. Po drugie, ty i Piotr mieliście na zawsze zostać już w naszym świecie. A po trzecie, temu krajowi nic realnie nie grozi. Jedynym wydarzeniem jest ślub króla. Czy nie wydaje ci się, że mamy temu zapobiec?
                Zapadła głucha, wiele mówiąca cisza.
-Głupie- odrzekłam po długiej, bardzo długiej chwili. Łucja drgnęła, najwidoczniej wyrwana z zamyślenia.-To najgłupsza… i najpodlejsza rzecz, o jakiej w życiu słyszałam.
                Zwłaszcza, że przecież powiedziałam Kaspianowi, że nie będziemy mu stawać na drodze do spokoju… Co mielibyśmy zrobić? Powiedzieć królowi, że nie może się ożenić z córką potężnego monarchy, bo domyślamy się, że po to tu jesteśmy?
                Albo może się po prostu ożenić z kimś innym na przykład ze
­                Edmund wzruszył ramionami.
-Może i głupie, ale przyznaj, że podoba ci się ten pomysł.
                Piotr uśmiechnął się znacząco. Czując, jak całe moje ciało się napina, odstawiłam z brzdękiem puchar na stół.
-Podoba mi się?- warknęłam.
-No wiesz- rzucił Piotr.-Mogłabyś w końcu dać upust swojemu wiecznemu niezadowoleniu z życia.
-Mojemu… Wiesz co, byłabym zadowolona z życia, gdyby mój brat nie był takim niewdzięcznikiem- syknęłam. Piotr uniósł brwi, a uśmiech spełzł z jego twarzy.
-Może wyżyj się na kimś innym za to, że niektórzy ludzie po prostu cię nie uwielbiają?
-Wiadomość z ostatniej chwili!- krzyknęłam, wznosząc ręce w powietrze.-Nikt mnie nie uwielbia, a już zwłaszcza moja własna rodzina.
-O, proszę cię, nie wmawiaj mi, że z radością nie sprawiłabyś, aby ktoś inny czuł się tak zgorzkniale, jak ty!
-Piotr!- zganiła go Łucja.-Daj spokój…
-Nie, Łucjo, dlaczego miałby dać mi spokój? On sam nie ma niczego. Nie ma tu władzy. Nie ma tu ukochanej. Ani tu, ani nigdzie indziej! I w dodatku teraz został skazany na nasze towarzystwo, nie może uciec gdzieś do swojej szkoły, zostawiając nas samopas… Bo to cię najbardziej boli, tak, Piotrze?
-Nic nie rozumiesz- wycedził mój brat przez zęby.
-No pewnie- warknęłam.-Przecież jestem tylko głupią Zuzanną.
-Zuza, on wcale tak nie myśli- wtrąciła Łucja.-Wiesz…
                Jednak Piotr miał minę świadczącą, że dokładnie tak o mnie myśli. Uśmiechnęłam się do niego nieszczerze, po czym wstałam i wyszłam z jadalni, zostawiając mojego starszego brata z irytującym wyrazem satysfakcji na ustach i Edmunda z uniesionymi brwiami. Usłyszałam, że Łucja coś do nich mówi, po czym rozległo się szuranie krzesła i jej kroki odbiły się echem od ścian korytarza.
                Poszła za mną.
                Ale właściwie dlaczego?
-Zuza, poczekaj.
                Zwolniłam nieco kroku, ale nie zatrzymałam się. Moja siostra zdążyła mnie dogonić i chwyciła za ramię.
-Ty… mówiłaś poważnie?
-O czym?
-O tym, że uważasz, że niedopuszczanie Kaspiana do małżeństwa byłoby podłe.
-Tak, naprawdę tak uważam.
                Nie wiedziałam do końca, czy to prawda. Byłam jednak pewna tego, że ta odpowiedź usatysfakcjonuje Łucję i  miałam rację. Jej twarz rozjaśniła się, a potem wyciągnęła ręce i przytuliła się do mnie, jak wtedy, gdy była jeszcze bardzo malutkim dzieckiem.
-Wiedziałam- wymruczała, wtulona w mój brzuch.-Wiedziałam, że gdzieś tam jest jeszcze ta Zuzanna, którą kocham najmocniej.
                Również objęłam ją delikatnie, jednak czułam, jak sztywny  jest mój gest. Bo Łucja nie miała racji.
Tamtej Zuzanny już nie było.





______________________________________________


Drugi etapie olimpiady z języka polskiego, witaj! Tylko dlaczego wypadasz akurat w sobotę...?
Odkrywam siebie w teatrze i odkrywam pisarzy. Czy ktoś kiedyś słyszał o Jamesie Macphersonie, Michaile Lermontowie albo Andrieju Sladkovicu? A warto usłyszeć, bo


biedny, kto ciszy słyszeć nie może.
Amen. 
http://i.dailymail.co.uk/i/pix/2012/12/13/article-2247433-167E1050000005DC-812_306x423.jpg 
No sama słodycz.

środa, 2 stycznia 2013

[5] Dziecko

       



Pamiętam, że było mi wtedy bardzo, bardzo zimno.
-Kaspian- powiedziała Łucja.
                A ja po prostu musiałam spojrzeć mu w oczy, żeby upewnić się, że to ciągle ta sama osoba, ten sam mężczyzna, który wierzył w to, że nie żyję, a ponieważ moja śmierć była wszystkim tak bardzo na rękę, po raz kolejny byłam tą, która rozdrapuje stare rany, bo ja po prostu nie umiem inaczej.
                Podniosłam więc spojrzenie, instynktownie szukając tego mężczyzny.
-Nie…- wyszeptał Obcy Mężczyzna, patrząc mi prosto w oczy, patrząc tak intensywnie, że mimowolnie odsunęłam nieco głowę.-To niemożliwe…
                Bo to już nie był Kaspian, młody władca o przystojnej twarzy i ciemnych, błyszczących oczach. To był człowiek, którego nie znałam. Człowiek ze zmarszczkami na czole, człowiek o chmurnych rysach i spojrzeniu zbyt głębokim, by należało ono do młodego mężczyzny.
                Nie zostało w nim z dawnego Kaspiana. Wszystko, co miał, utracił.
                Wraz z moją śmiercią.
-To nie może być prawda…
-Kaspianie- powtórzyła Łucja. Głos jej zadrżał, zdradzając, jak bardzo była wzruszona.
                Spojrzał na nią nierozumiejącym wzrokiem, z miną więźnia, który dowiedział się, że wymierzono mu karę śmierci.
-Ja…- zaczął, po czym znów przeniósł wzrok na mnie.
                Niedowierzasz, Kaspianie? Ja też nie wierzę w to, że tak mogłeś się tak mocno zmienić… I zadaję sobie pytanie, czy gdybym nie umarła, byłaby świadkiem twojej przemiany, czy też może u mojego boku zostałbyś tym samym mężczyzną, którym byłeś?
-Kaspianie, kim są nasi szanowni goście?- rozległ się nagle kobiecy głos.            
                Drgnęłam gwałtownie. Król musiał to zauważyć, bo zrobił taką minę, jakby w jednej chwili pozbawiono go wszelkiej radości życia.
                Dziewczyna, która się odezwała, siedziała po lewej stronie Kaspiana i najwyraźniej jadła razem z nim śniadanie. Wyglądała na nieco starszą ode mnie. Była jednak szczuplejsza i drobniejsza niż ja, do tego blada, bladziutka niczym duch. Wyglądała, jakby miała się w jednej chwili rozpaść.
 -To…- zaczął ponownie Kaspian, jednak głos uwiązł mu w gardle. Spojrzał na mnie, po czym pokręcił lekko głową.-Tyle lat…- wykrztusił z siebie w końcu.-Ja… ja pogodziłem się…
                Odwzajemniłam jego spojrzenie, czując przenikliwie zimno w całym ciele.
-Z moją śmiercią- dokończyłam za niego cicho.-Ale jednak żyję.
-Mieliście… Powiedziano mi, że nie wrócicie… Że nie możecie…
-Dla nas też jest to dziwne- przyznał Edmund. Jako jedyny mówił normalnym, pewnym tonem.-To się stało zupełnie nagle. W jednej chwili byliśmy w naszym mieście, a w następnej na wzgórzu w Narnii.
                Zapadła głucha cisza, przerywana tylko drżącym głosem Łucji. W końcu przerwał ją Piotr.
-Prawie nic się nie zmieniło- powiedział, rozglądając się po pomieszczeniu na wszystkie strony.
-Wszystko się zmieniło- odparłam cicho.
                Dziewczyna siedząca obok Kaspiana wpatrywała się w nas z niemym przestrachem.
-Kimże…
                Oddech króla stał się nagle głośny i chrapliwy. Przerwał dziewczynie, jakby zupełnie jej nie słyszał, a ona natychmiast umilkła posłusznie, cofając lekko głowę.
-Tyle lat-powiedział powoli, cedząc każde słowo przez zęby. Jego zdumienie zdawało się z każdym słowem przeradzać w gniew. Patrzył nam po kolei w oczy, nie zatrzymując wzroku na nikim, tylko wciąż przesuwając go od jednej osoby do drugiej.-Nie było was tyle lat, więc dlaczego… dlaczego teraz wróciliście?
-Ty nam wyjaśnij- odparł Edmund, unosząc brew.-Dlaczego musieliśmy wrócić?
-Musieliście?
                Zapadła cisza, podczas której Edmund i Kaspian zasypywali się niemymi pytaniami.
-Dla nas też to zagadka- wtrąciła Łucja, burząc mur milczenia między królem a moim bratem.-Myśleliśmy, że pomożesz nam ją rozwiązać. I…- urwała, jakby w ostatniej chwili ugryzła się w język.
                Co chciałaś powiedzieć, Łucjo? I myśleliśmy, że cieplej nas powitasz? To by było tak podobne do mojej siostry… Myśleć, że uczucia w Narnii mogą być tylko pozytywne. Czasami wydawało mi się, że jestem jedyną osobą, która widzi w tym wszystkim okrucieństwo i wiele smutku, a przede wszystkim wielką, bezmyślną złość, targającą wszystkimi, którzy kiedykolwiek mieli szansę być w lepszym świecie.
                Bo skoro raz już marzyło się o innej rzeczywistości, nie można pogodzić się z tą dookoła.
-Ja… no tak, rozumiem, że przyszliście na zamek-zaczął Kaspian, opierając głowę o dłonie -ale po całym tym czasie… Czy to może…
                Król umilkł nagle i zapatrzył się gdzieś w dal ponad naszymi głowami, po czym uśmiechnął się.
                A ja w tym momencie zrozumiałam.
                To, że przybyliśmy do Narnii, to nie była nagroda. Była to okrutna, najokrutniejsza z kar i to nawet nie dla naszej czwórki, tylko dla Kaspiana: mimo iż najwyraźniej zdołał ułożyć sobie życie u boku małomównej, wycofanej kobiety (a przynajmniej tak tłumaczyłam sobie jej obecność przy śniadaniu, po prawej stronie króla), która być może nie wnosiła do jego życia wielu przygód, lecz z pewnością spokój i rozsądek, wraz z naszym pojawieniem się to wszystko- cały ten odbudowywany po kawałeczku świat- musiał runąć.
                Również uśmiechnęłam się, kręcąc głową z niedowierzaniem.
-Kaspian…- zaczęłam, przeciągając samogłoski w jego imieniu.-Coś ty najlepszego zrobił?
                A król spojrzał na mnie, wcale mnie nie widząc, po czym skinął głową kilka razy, jakbyśmy dzielili jakiś mroczny sekret.
***

-Chyba niezupełnie tak to sobie wszyscy wyobrażali, nie sądzisz?
-A czego się spodziewałeś? Fajerwerków i uczty?
                Kaspian już dawno wyszedł z jadalni, zostawiając niedojedzone śniadanie na talerzu. Blondynka zrobiła taki ruch, jakby chciała iść za nim, jednak najwyraźniej zniechęciła ją nasza bierna postawa w stosunku do tego, co zrobił król. Może gdybyśmy zaczęli krzyczeć „Kaspian! Kaspian, zaczekaj!” i pobiegli jego śladem, wyprzedziłaby nas z mściwą satysfakcją, po czym zamknęłaby za sobą drzwi i próbowała załagodzić jego emocje w alkowie sypialni.
                Przez pierwszych kilka chwil panowała niezręczna cisza, po czym w końcu odezwał się Edmund- jednak nie mówił ani do blondynki, ani do Łucji, ani do Piotra. Zwrócił się ewidentnie do mnie, co sprawiło mi pewną przyjemność.
-No nie wiem, ale żeby aż tak się zezłościł…
-Przejdzie mu- rzucił niedbale Piotr.-Jeśli Narnia ma kłopoty, a najpewniej ma, co już ustaliliśmy…
-Nie, nie ma- przerwała mu dziewczyna.
                Wszyscy, jak jeden mąż, spojrzeliśmy w jej stronę. Jej jasne policzki w jednej chwili nabrały różowawej barwy, jednak nie zarumieniła się na czerwono, co według mnie byłoby dość zabawne. Królowa czerwienieje, bo ktoś na nią spojrzał? Błagam.
-Kłopoty, które miała Narnia… Skończyły się.
                Uniosłam brwi i spojrzałam znacząco na Piotra.
-Co masz na myśli?- spytał łagodnie mój starszy brat.
                Dziewczyna wytrzymała jego spojrzenie i powiedziała hardo:
-Narnia przypieczętuje niedługo korzystny sojusz.
-Z kim?- spytał Edmund, w tym samym momencie, w którym Piotr rzucił:
-Jak?
-Z państwem mojego ojca- odparła blondynka.-Dzięki małżeństwu króla.

***

                Odpędziłam Piotra, Edmunda i ciekawską służbę sprzed drzwi komnaty gościnnej, po czym zamknęłam się w niej razem z Łucją. Król wciąż jeszcze nie wrócił do zamku, jednak miałam pewne podejrzenia co do tego, gdzie może być. Póki co musiałam zająć się kimś innym.
                Rzecz jasna, o sobie nie wspominając.
-Hej- mruknęłam, bo niespodziewanie coś mi wpadło do głowy.-Co właściwie stało się z moją komnatą?
                Łucja wzruszyła ramionami. Czy Kaspian zrobił z niej sanktuarium, nie pozwalając nikomu nic w niej ruszać i przychodząc do niej w każdą rocznicę mojej śmierci? A może zajęła ją jego narzeczona?
-Zresztą, nieważne.
-Myślisz o tej dziewczynie, prawda, Zuza? Myślisz, że jest twoim zupełnym przeciwieństwem.
-Prawdę mówiąc, nie.
-Nie jesteś wściekła?
-A ty?
                Łucja spojrzała na mnie z ukosa.
-Ja? Ja mam być wściekła? Na kogo?
-Na Kaspiana, za to, że nie ucieszył się na nasz widok. Na mnie, za to, że nie powiedziałam wam wcześniej, że wszystko pamiętam. Na Aslana, za to, że najpierw kazał wam odejść, a teraz najwyraźniej wzywa z powrotem.
                Zamyśliła się nad moimi słowami.
-Nie jestem wściekła. Tak chyba po prostu musiało być.
                Cała ona. Spokojna, gotowa do poświęcenia wszystkiego dla tego, co kocha, a w dodatku dzielna i odważna.
                Właściwie to ona była moim zupełnym przeciwieństwem.
-Ale jesteś smutna.
                Przytaknęła, a w jej oczach pojawiły się łzy.
-Nie wiem, Zuza…- zaczęła, ocierając oczy rękawem. Miała teraz na policzkach dwie ciemne pręgi od tuszu, które wyglądały dość makabrycznie.- Kilka miesięcy temu byłam pewna, że zostaniemy w Narnii na zawsze. Potem uwierzyłam w to, że nic nie pamiętasz i nigdy już z Piotrem tu nie wrócicie. Wszystko, czego byłam pewna, po kolei okazywało się być nieprawdą.
                Nie wiem nawet dlaczego, jednak wtedy- właśnie w tym momencie- poczułam coś, czego nie czułam już bardzo dawno, co jednak nie świadczyło wcale o mojej odwadze.
                Poczułam niepokój.
-Łucja, jeśli ty z naszej czwórki stracisz wiarę, nie pozostanie już nikt, kto by ją miał.
                Moja siostra spojrzała na mnie, jednak jej spojrzenie było bardzo odległe.
-Nie powiedziałam, że w nic nie wierzę- odparła cicho.-Po prostu nie wierzę w to, w co wierzyłam dotychczas.
                Z perspektywy czasu sądzę, że to był właśnie ten moment, w którym Łucja przestała być dzieckiem.


_______________________________________________
Ho, ho, ho!
Uczę się robić piruety na łyżwach, jednocześnie nie skręcając/ łamiąc sobie żadnej części ciała. Prób udanych póki co 0, jednak moja publika ma ubaw po pachy.
SKOŃCZYŁAM PRACĘ NA OLIMPIADĘ LITERATURY I JĘZYKA POLSKIEGO. Nie wiem, jak, nie wiem, kiedy, ważne, że skończyłam, wydrukowałam, włożyłam do koperty i wysłałam. 14 bitych stron maszynopisu o historiach rodzinnych XIX, XX i XXI wieku.
AAAA, no i najważniejsze! Dostałam rolę. Moją pierwszą rolę w prawdziwym teatrze! Nie jakimś tam szkolnym kółku, tylko miejskim teatrze z prawdziwego zdarzenia, prowadzonym przez reżysera z odpowiednim wykształceniem i charyzmą. W styczniu/ lutym i dalej, będziemy jeździć z tym spektaklem po całej Polsce. Będę udostępniać listę miast, w których będzie można nasze cudo zobaczyć.
Nie pasuje mi ten szablon do mojej koncepcji, ale jak wstawiam jakikolwiek inny, to nie dość, że zajmuje mi to tydzień, to i tak nic nie gra, bo uniwersalne po bokach automatycznie ustawiają się na 200px szerokości. Może jestem za tępa na Onet, nie wiem… Ale marzy mi się taki ładny szablon, taki z myślą o mnie… Do kogo mam się uśmiechnąć? :)
Buziaki, buziaki… !