niedziela, 17 marca 2013

[8] Oszustwa






Wszystkie rzeczy, które działy się wokół mnie, zwiastowały, że zostaniemy w Narnii na dłużej. Frustrowało mnie to ogromnie, przez co moje stosunki z Dianą i Piotrem- czyli dwojgiem ludzi, z którym te stosunki powinnam jakoś ułożyć- psuły się jeszcze bardziej. W mojej mocy było jednak bardzo niewiele, dlatego głównie snułam się po zamku, od czasu do czasu rozmawiając o niczym z Łucją lub Edmundem.
                Za to moja krucha, prawie nieistniejąca relacja z Kaspianem zaczęła się jakby nieco umacniać. Miał dużo obowiązków jako władca, do tego na jego barki zwaliła się część ślubnych przygotowań. (Diana była dość zorganizowaną osobą, jednak jej nieśmiałość w podejmowaniu decyzji i chorobliwa troska o to, by nie urazić uczuć Kaspiana doprowadzała mnie do szewskiej pasji.) Mimo to nieustannie szukałam chwili, by z nim porozmawiać, a on zawsze starał się mnie wysłuchiwać. Z początku pewnie robił to z litości, jednak z czasem chyba zaczął znajdować jakąś przyjemność w słuchaniu opowieści o moim świecie- o Anglii; jej kulturze i sztuce, ale też o brutalności i brudzie wojen w niej toczonych.  Kaspian słuchał uważnie, jednak rzadko kiedy odpowiadał; o swoich uczuciach nie mówił zupełnie nic, jednak czułam, że on zaczyna traktować mnie z nieco większą ufnością . Niekiedy przebąkiwał tylko o tym, że jest zmęczony, czasem otwarcie skarżył się na swoich doradców czy nieustanną niepewność Diany. Tak jak on w stosunku do mnie, nie dawałam mu żadnych rad- po prostu słuchałam go uważnie. Zwykle nie wtrącałam się w jego monologi, jednak niekiedy przychodziło mi studzić jego gniew.
                Próbowałam też pomagać w ślubnych przygotowaniach, jednak sama obecność Diany skutecznie mnie rozpraszała. Regularnie zdarzała się między kłótnia, szybko przeradzająca się w awanturę, po której byłam tak wściekła, że opuszczałam komnatę, Diana zaś milczała dłuższą chwilę, po czym ze stoickim spokojem wracała do pracy. Służba traktowała ją niczym uosobieniem łagodności, bo na mój gniew zawsze odpowiadała opanowanym, zrównoważonym tonem.
-Ona nie jest uosobieniem łagodności, ona jest uosobieniem najbardziej irytujących cech świata- powiedziałam kiedyś Łucji, na co ta uniosła brwi wysoko w górę i odparła:
-Uprzedziłaś się do niej, Zuzanno.
                Jednak Łucja też nie była największą fanką Diany. Przy ustalaniu projektu sukni panny młodej, Diana pochyliła się nad Łucją, pogłaskała ją po włosach, puściła do niej konspiracyjnie oko i rzekła:
-Tylko pamiętaj, kochanie, żeby nic nie mówić królowi Kaspianowi. W moim kraju to przynosi pecha. Słyszałam, że w Narnii nie ma wielu ślubnych tradycji- a zresztą, pewnie jeszcze się tym nie interesowałaś, prawda?
                Wyczułam, że Diana chciała być miła, jednak mojej młodszej siostrze uśmiech spełzł z twarzy. Wydawało się, że przyszła żona Kaspiana bardzo lubi Łucję, jednak wszystkie jej pomysły traktowała tak, jakby wypowiedział je dwulatek; zresztą, ostateczna decyzja i tak zawsze należała do Kaspiana. Ciekawiło mnie ogromnie, czy projekt sukni ślubnej też musiał zostać przez niego zatwierdzony.
-W moim kraju też jest taka tradycja- odparła Łucja.-Mamy ich zresztą całą masę.
                Lecz od tamtej pory unikała już przykładania ręki do spraw, w których uczestniczyła też Diana. Moi bracia mieli do niej raczej neutralny stosunek: Piotr traktował ją, jakby była nieco opóźniona w rozwoju, bo ilekroć zwracał się do niej (co zdarzało się niezwykle rzadko), mówił bardzo uprzejmie i nienaturalnie powoli. Co się tyczy Edmunda, to jeszcze nie słyszałam, by mówił coś bezpośrednio do Diany. Moi bracia nie mogli jej jednak darzyć wyjątkową sympatią, skoro wpadł im do głowy pomysł, że jesteśmy tutaj, by odesłać Dianę tam, skąd przybyła.
                I wciąż nie mogłam zrozumieć… Czy naprawdę uczyniłam tak wiele złego poprzednim razem? Czy po prostu w Zabawie nie było czegoś takiego jak sprawiedliwość?
                W dzieciństwie ustalanie reguł zabawy należało do jej uczestników. Każda gra kończyła się wtedy, kiedy dzieci były zmęczone lub kiedy rodzice wołali je na obiad. Teraz byłam dorosła. I teraz nie mogłam już decydować o tym, jakie zasady będzie miała moja Zabawa, ani kto do niej dołączy.

***

                Blisko dwa tygodnie po naszym przybyciu Kaspian postanowił zorganizować na naszą cześć bal powitalny. Gdy nam o tym powiedział, jego mina wskazywała na to, że organizuje pogrzeb jakiejś ważnej osobistości, niż zabawę dla uczczenia przybycia przyjaciół państwa.
-Zaprosimy wszystkich tych ludzi z obcych krain, którzy powinni wiedzieć o tym, że tu jesteście. Hope… Ministrowie…
                Czułam, że nasza- albo przynajmniej moja obecność tutaj (w gruncie rzeczy przecież nie żyłam) powinna pozostać tajemnicą jak najdłużej. Przyznanie się opinii publicznej do tego, że tu jesteśmy, byłoby równoznaczne z pogodzeniem się z brakiem drogi wyjścia, z koniecznością zostania w Zabawie. A czas jej trwania z pewnością nie należał do jej uczestników. Jednak nie zaprotestowałam, gdy Kaspian oznajmił nam wieść o balu.
                Bo to nie musiało być zagrożenie. To mogła być moja szansa. Jeśli nasze przybycie miało powód- a z pewnością miało- bal był wspaniałą okazją do jego ujawnienia. Słowem, miałam przeczucie, że na tym balu coś się wydarzy.
-Wymalujesz mnie, Zuzanno?
                Moja siostra przyszła do mnie z tą prośbą, zanim jeszcze zaczęły się przymiarki do naszych sukien. Gdybym miała lepszy kontakt z Dianą, pewnie mogłabym zamówić strój dla mnie i dla Łucji wtedy, kiedy krawcowe zdejmowały miarę z niej, ja jednak wolałam, żeby Diana nie wiedziała, w czym wystąpię.
-A co na to powie Piotr?- odparłam. Swego czasu zażądałam od Kaspiana dostępu do kosmetyków, na co on wzniósł tylko oczy ku niebu i odparł, że mam spytać Diany, skąd „jej perfumy i takie rzeczy są sprowadzane”. Spytałam, uzyskałam odpowiedź, zamówiłam swoje. Czułam się nieco pewniej, wiedząc, że w każdej chwili mogę się ukryć pod warstwą pudru.
                Takie małe oszustwo, o którym wiedział każdy i nikt.
-Zuziu, nie jestem małym dzieckiem.
-Nie dla Piotra.
-I dla ciebie?
                Prawdę mówiąc, ja zaczynałam powoli oswajać się z tym faktem oswajać. Choć dziwna była myśl, że w mojej rodzinie nie będzie żadnego dziecka. Edmund nigdy nim nie był, a narodzenie Łucji… i te pierwsze jedenaście lat po jej narodzeniu… I jeszcze kolejny rok…
                Nie, Łucja przestała być dzieckiem. Teraz była już dziewczyną.
-Jesteś pewna, że chcesz zacząć ukrywać twarz?- odparłam.
                Moja siostra spojrzała na mnie z zaskoczeniem.
-Ukrywać? Myślałam, że makijażem się ją upiększa.
-Kochanie, rzeczy rzadko kiedy mają tylko jedną funkcję. I niekoniecznie ta najbardziej popularna jest tą główną.
-Zuzanno, o czym ty właściwie mówisz?
                Nie odpowiedziałam jej, tylko pokręciłam głową. Nie uważałam jej za brzydką, wprost przeciwnie, jednak domyśliłam się, że jej makijaż nie będzie oszustwem, tylko sposobem na podniesienie poczucia własnej wartości.
-Bardzo bym chciała móc postrzegać świat tak jak ty- powiedziałam po prostu.
                A Łucja tylko spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami i nie odparła nic.


________________________________________________

Nic. Się. Nie. Dzieje. W tym rozdziale, w tym życiu.
17-19 maja, festiwal teatralny w Rypinie + nasz spektakl! Ktoś się wybiera, ktoś mieszka blisko? 
 23 marca, OKR. Aaaaa! Nie umiem prozy. W takim razie posiedzę sobie na fejsie, zanim najdzie mnie ochota, aby się jej pouczyć!
Potrzebuję ludzi. 


Lepiej mi, bo 4:0.
 



Buziaki, moje słoneczka! :*

piątek, 1 marca 2013

[7] Łowczyni



                     


                Właściwie to nie do końca wiedzieliśmy, co mamy ze sobą zrobić.
                Naszym przybyciem doprowadziliśmy Kaspiana do furii, udało mi się go uspokoić i nawet nawiązać kilka nic nie znaczących rozmów, jednak wcale nie byliśmy bliżej znalezienia przyczyny naszego znalezienia się w Narnii. Jedynym wyjaśnieniem pozostawało założenie Piotra i Edmunda, że jesteśmy tu, by odwieść króla od małżeństwa.
                Był to niedorzeczny pomysł. Kaspian miał wielu doradców, którzy mogliby z równym powodzeniem nie dopuścić do ślubu; nie byliśmy niezbędni  do takiej operacji. Poza tym, nawet jeśli okazałoby się, że moi bracia mają rację, nigdy w życiu nie zgodziłabym się na występowanie w roli tej trzeciej, która niszczy związek na krótko przez ceremonią.
                A jednak ten pomysł nie dawał mi spokoju. Myślałam o nim, próbując znaleźć cokolwiek, co byłoby ostatecznym dowodem na jego prawdziwość lub wręcz przeciwnie, udowodniłoby tylko, że jest kompletną bzdurą. Nic takiego nie znalazłam, a nie chciałam rozmawiać o tym z moim rodzeństwem, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że Łucja uznałaby to za zdradę ideału siostry-Zuzanny, którym się dla niej stałam, zaś Piotr i Edmund stwierdziliby, że zgadzam się na realizację tego szalonego planu.
                Jednak mieliśmy też bardziej przyziemne problemy, co dość brutalnie uświadomił mi Kaspian jeszcze tego samego wieczoru po naszym powrocie do Zabawy.
-Właściwie dlaczego masz na sobie samą halkę?
-Słucham?
                Wskazał ręką na moją balową sukienkę, ubrudzoną od błota i trawy.
-No, tak to się nazywa, prawda? To, co kobiety noszą pod sukniami. Halka.
                Uśmiechnęłam się do niego.
-Nie mam na sobie halki. Takie suknie nosi się w moim świecie.
                Wytrzeszczył oczy.
-TO jest suknia?
-Takie suknie jak w Narnii, w moim świecie nosiło się kilkaset lat temu.
-Czyli… Co właściwie chcesz mi powiedzieć, Zuzanno?
-Zaraz ci to wyjaśnię. Spójrz.
                Byłam akurat w jego pokoju pracy, do którego wezwał mnie przez służbę. Nieco schlebiło mi to, że Kaspian chce porozmawiać ze mną na osobności, jednak gdyby zależało mu na dyskrecji, nie użyłby pośredników. Musiało mu więc chodzić o coś bardzo poprawnego.
                Wyciągnęłam mu z dłoni pióro i przysunęłam do siebie skrawek pergaminu. Nakreśliłam poziomą kreskę i zaznaczyłam na niej kilka mniejszych, pionowych.
-Ta długa kreska to czas- wyjaśniłam, pochylając się nieco w stronę Kaspiana. Siedzieliśmy po przeciwnych stronach biurka, dlatego bariera między nami była aż nadto wyraźna.-A ta- wskazałam na małą pionową kreseczkę, pierwszą po lewej stronie- to data powstania Narnii.
                Kaspian uniósł brwi.
-Zuzanno, wiem, czym jest oś czasu.
-Tak? W takim razie to wiele uprości. Narnia istnieje już tysiące lat, jednak można powiedzieć, że ciągle jest w tej samej epoce.
-Co masz na myśli?
-Niewiele się zmieniło w sztuce i tradycjach od czasu naszych rządów do twoich, prawda?
-Prawda.
-W moim świecie wszystko bardzo szybko się zmienia. Można powiedzieć, że epokę, w której znajduje się Narnia, mamy już za sobą od kilkuset lat. Chodzimy w zupełnie innych strojach, oglądamy inne obrazy i słuchamy innej muzyki. Narnijska epoka jest tu- powiedziałam, wskazując kreseczkę mniej więcej pośrodku osi.-A epoka mojego świata tu.-Narysowałam kreseczkę prawie na brzegu kartki, po czym dodałam:- Taka panuje u nas moda, ale nie mówię, że mi się to podoba. Mamy jednak kilka naprawdę przydatnych rzeczy… I kilka bardzo, bardzo złych.
-Co na przykład?
-Broń palną- odpowiedziałam powoli.-Ale nie powiem ci, na czym to polega, bo dokładnie nie wiem. W moim świecie wykorzystuje się to, żeby szybko zabić wielu ludzi.
                Kłamałam mu w żywe oczy, ale bałam się, że jeśli opowiem mu dokładniej, czym są pistolety i karabiny, nie da mu to spokoju i albo zaszantażuje mnie, żebym skonstruowała mu takie urządzenie, albo będzie szukał sposobu na wykonanie broni palną na własną rękę. W obu przypadkach przyczyniłabym się do wprowadzenia prochu do Narnii.
                A wtedy można by mnie nazwać najgorszą królową w historii.
***

                Kaspian bardzo zainteresował się kulturą mojego świata, więc opowiedziałam mu o nim co nieco. Było dla mnie miłą odmianą, kiedy ktoś zajmował się tym, jakie są moje prywatne opinie o różnych przedmiotach i zjawiskach. Gdy uznałam, że nie będę już dłużej przeszkadzać mu w pracy, uśmiechnął się do mnie i poprosił, bym mu jeszcze kiedyś opowiedziała o naszym świecie. Dopiero wtedy wyjawił też powód, dla którego wezwał mnie do siebie: poprosił narzeczoną, by udostępniła mi swoją szafę.
                Czułam, że to bardzo, bardzo zły pomysł.
                Po pierwsze, ta dziewczyna była nienaturalnie drobna; miała talię szerokości mojego uda i uda szerokości mojej ręki. Nie wyglądała mizernie, lecz posiadała bardzo bladą karnację: jej skóra była nieskazitelnie biała i każdy mój pieg zdawał się być przy niej mało zabawnym żartem losu. Bez szemrania poprowadziła mnie jednak do swojej garderoby i zaoferowała pomoc przy wybieraniu odpowiednich strojów.
-Jutro rozkażę szwaczkom, by zdjęły miarę z Waszej Wysokości- powiedziała cicho, otwierając przede mną drzwi do swojej szafy.-Póki co jednak mam nadzieję, że moje szaty będą ci dobrze służyć, o pani.
-Z pewnością- odpowiedziałam.-Jak masz na imię?
-Diana, Wasza Wysokość.
-Diana… Ładnie.-Właściwie spodziewałam się, że będzie miała tak na imię. Diana albo Helena- czy można byłoby sobie wyobrazić lepsze imię dla przyszłej królowej?- W moim świecie dawniej wierzono, że Diana jest boginią łowów.
-Doprawdy?- spytała, jednak w jej pytaniu nie było ciekawości.
-Lubisz polowania, Diano?
-Nigdy na żadnym nie byłam, Wasza Wysokość. W kraju, z którego pochodzę, polowania są tylko dla mężczyzn.
-A więc nie umiesz władać bronią?
-Nie, jednak wiem, że Wasza Wysokość wspaniale strzela z łuku.
-Nie musisz nazywać mnie Waszą Wysokością, Diano- odparłam, wytrzymując jej nieco wyzywające spojrzenie.-Mam na imię Zuzanna.
-Oczywiście.
-Co jeszcze o mnie słyszałaś? Nie chciałabym wyjść na próżną, ale to bardzo dziwne uczucie, kiedy uczą o tobie w podręcznikach historii.
                Diana uśmiechnęła się do mnie delikatnie.
-Prawdę mówiąc, dopiero co zaczęłam zgłębiać historię Narnii.
-Rozumiem.
-Zazdroszczę ci tego trochę- przyznała z uśmiechem.
                Spojrzałam na nią z uwagą, by nie umknął mi żaden szczegół z jej zachowania. Byłam ciekawa, czy ściemnia, żeby mi się przypodobać, czy naprawdę jest rzecz, której może mi zazdrościć.
-Zazdrościsz mi? Czego?
-Zazdroszczę ci, że możesz poznawać więcej niż jeden wymiar rzeczywistości- odparła, spoglądając na mnie nieśmiało.-Żałuję, że ja nie dożyję takiego momentu, by móc wiedzieć, czego o mnie uczą kolejne pokolenia,  ale mi dane jest być tylko w jednym świecie.
-Masz szczęście- odparłam zimno, w jednej sekundzie tracąc do niej całą sympatię.
Czy mnie słuch mylił, czy ta dziewczyna naprawdę żałowała tego, że ma swoje miejsce, jedno, do którego pasuje? Żałowała, że jakaś niezrozumiała siła nie miota nią po wielu krainach, wystawiając na próby i odbierając powoli wszystko, co ważne? 
Jeśli faktycznie tak właśnie czuła, była najgłupszą osobą na świecie.
-Ciesz się z tej stałości, którą masz. Mnie już jutro może tu nie być; ty masz przynajmniej tę świadomość, że w tym świecie jesteś potrzebna.
-Też powinnaś mieć taką świadomość- odparła Diana. W jej głosie usłyszałam konsternację, jakby mój gniew naprawdę ją zaskoczył.-Skoro pozwolono ci żyć w wielu światach, najwyraźniej jesteś potrzebna w obu.
-Albo w żadnym.
                Diana pokręciła z niedowierzaniem głową.
-Nawet jeżeli to co mówisz jest prawdą, w takim razie dlaczego twoje rodzeństwo przenosi się razem z tobą? Czy oni też są do niczego nie potrzebni?
                Zatkało mnie.
-Co… Słucham?
-Naprawdę nie chciałabym wchodzić z tobą w konflikt ani cię oceniać, Zuzanno, bo znamy się bardzo krótko, ale czy nie uważasz, że twoja rodzina przeżywa dokładnie to, co ty? Czy nie widzisz tego?
- Doceniam to, jak się troszczysz o moje rodzeństwo, lecz pozwól, że dam ci jedną dobrą radę-powiedziałam spokojnie, uśmiechając się do niej lekko.- Jeśli naprawdę nie chcesz wchodzić ze mną konflikt, zostaw moje rodzeństwo w spokoju.
-Chciałabym tylko, abyś zwróciła uwagę…
-Dziękuję za twoje dobre chęci, ale nie zapominaj, że to nie my jesteśmy tu nowi.
-Co masz na myśli, Zuzanno?- spytała cicho Diana, podchodząc krok bliżej.
-Póki co, jesteś tylko gościem. Prędzej czy później to się zmieni.
-Czyżbyś chciała mi powiedzieć, że prędzej czy później król i tak odeśle mnie do mojego kraju? Pewnie z twoją pomocą?- zmrużyła oczy i zrobiła jeszcze jeden kroczek w moją stronę.-Chciałabyś, żeby mnie tu nie było, prawda?
                Roześmiałam się cicho.
-Diano, Diano, Diano… Chciałam ci powiedzieć, że staniesz się mieszkańcem tego zamku dopiero po ślubie, dlatego radzę ci, byś póki co zbytnio się nie mieszała do spraw jego obecnych mieszkańców. I Diano…- dodałam, uśmiechając się szeroko- może warto się zastanowić, czy naprawdę jesteś w centrum uwagi wszystkich ludzi dookoła. Bo wierz mi, mam większe problemy niż ty i z całym szacunkiem, ale nie mam zamiaru w niczym pomagać królowi.
                Diana mierzyła mnie gniewnym spojrzeniem, kiedy z powrotem skupiłam uwagę na ubraniach.
-Cóż, jeśli pozwolisz, wezmę tę suknię.
-Dlaczego jesteś dla mnie taka nieuprzejma?
                Och, kochanie, nie bierz tego do siebie…
-Diano, jeśli chcesz żyć ze mną w zgodzie, musisz wiedzieć, że jestem zbyt próżna, bym mogła znieść inne próżne osoby wokół mnie.
-Nie jestem próżna- zaprotestowała Diana.
-… tylko od razu założyłam, że zła Zuzanna chce mnie zniszczyć, bo pewnie jestem jej głównym zmartwieniem?
-Wiem, że ty i król Kaspian byliście kiedyś razem i słyszałam, jak mocno król przeżył twoją rzekomą śmierć…
-Diano, to wszystko działo się kilka lat temu.-Albo kilka miesięcy, zależy, jak na to spojrzeć.
-To nie ma znaczenia. Prawdziwa miłość…
-A kto ci powiedział, że to była prawdziwa miłość? Pozwól, że wezmę i tę suknię. Będę mogła przebrać się do kolacji. 
                Diana kiwnęła głową, nie spuszczając ze mnie nieco przestraszonego, ale zdecydowanego spojrzenia.
-Zuzanno…
-Dziękuję, Diano.- Skinęłam delikatnie głową w stronę dziewczyny, po czym wyszłam z komnaty. Pospieszyłam do pokoju gościnnego, w którym obecnie rezydowałam, po czym rzuciłam obie suknie na łóżko. Oparłam głowę o zimną, murowaną ścianę zamku i policzyłam w myślach do dziesięciu.



_____________________________________________________

Najgorszy. Rozdział. Ever.
Następny będzie lepsiejszy, obiecuję to sobie, bo coś mi się nie wydaje, by ktokolwiek jeszcze to czytał. 
***
Przechodzę fazę dołu moralnego, związanego z porażką na olijpie, z porażką Barcelony ♥ w Pucharze, porażką w zdobywaniu pewnego pana i ogólną, jedną, wielką, dobijającą porażką. 
 Wstawiam zdjęcie chytrego Messiego.  Chytry Messi jest chytry.
Buziaki!