Wszystkie rzeczy, które działy się wokół mnie,
zwiastowały, że zostaniemy w Narnii na dłużej. Frustrowało mnie to ogromnie,
przez co moje stosunki z Dianą i Piotrem- czyli dwojgiem ludzi, z którym te
stosunki powinnam jakoś ułożyć- psuły się jeszcze bardziej. W mojej mocy było
jednak bardzo niewiele, dlatego głównie snułam się po zamku, od czasu do czasu
rozmawiając o niczym z Łucją lub Edmundem.
Za
to moja krucha, prawie nieistniejąca relacja z Kaspianem zaczęła się jakby
nieco umacniać. Miał dużo obowiązków jako władca, do tego na jego barki zwaliła
się część ślubnych przygotowań. (Diana była dość zorganizowaną osobą, jednak
jej nieśmiałość w podejmowaniu decyzji i chorobliwa troska o to, by nie urazić
uczuć Kaspiana doprowadzała mnie do szewskiej pasji.) Mimo to nieustannie
szukałam chwili, by z nim porozmawiać, a on zawsze starał się mnie wysłuchiwać.
Z początku pewnie robił to z litości, jednak z czasem chyba zaczął znajdować
jakąś przyjemność w słuchaniu opowieści o moim świecie- o Anglii; jej kulturze
i sztuce, ale też o brutalności i brudzie wojen w niej toczonych. Kaspian słuchał uważnie, jednak rzadko kiedy
odpowiadał; o swoich uczuciach nie mówił zupełnie nic, jednak czułam, że on
zaczyna traktować mnie z nieco większą ufnością . Niekiedy przebąkiwał tylko o
tym, że jest zmęczony, czasem otwarcie skarżył się na swoich doradców czy
nieustanną niepewność Diany. Tak jak on w stosunku do mnie, nie dawałam mu
żadnych rad- po prostu słuchałam go uważnie. Zwykle nie wtrącałam się w jego
monologi, jednak niekiedy przychodziło mi studzić jego gniew.
Próbowałam
też pomagać w ślubnych przygotowaniach, jednak sama obecność Diany skutecznie
mnie rozpraszała. Regularnie zdarzała się między kłótnia, szybko przeradzająca
się w awanturę, po której byłam tak wściekła, że opuszczałam komnatę, Diana zaś
milczała dłuższą chwilę, po czym ze stoickim spokojem wracała do pracy. Służba traktowała
ją niczym uosobieniem łagodności, bo na mój gniew zawsze odpowiadała
opanowanym, zrównoważonym tonem.
-Ona nie jest uosobieniem łagodności, ona jest
uosobieniem najbardziej irytujących cech świata- powiedziałam kiedyś Łucji, na
co ta uniosła brwi wysoko w górę i odparła:
-Uprzedziłaś się do niej, Zuzanno.
Jednak
Łucja też nie była największą fanką Diany. Przy ustalaniu projektu sukni panny
młodej, Diana pochyliła się nad Łucją, pogłaskała ją po włosach, puściła do
niej konspiracyjnie oko i rzekła:
-Tylko pamiętaj, kochanie, żeby nic nie mówić królowi
Kaspianowi. W moim kraju to przynosi pecha. Słyszałam, że w Narnii nie ma wielu
ślubnych tradycji- a zresztą, pewnie jeszcze się tym nie interesowałaś, prawda?
Wyczułam,
że Diana chciała być miła, jednak mojej młodszej siostrze uśmiech spełzł z
twarzy. Wydawało się, że przyszła żona Kaspiana bardzo lubi Łucję, jednak
wszystkie jej pomysły traktowała tak, jakby wypowiedział je dwulatek; zresztą,
ostateczna decyzja i tak zawsze należała do Kaspiana. Ciekawiło mnie ogromnie,
czy projekt sukni ślubnej też musiał zostać przez niego zatwierdzony.
-W moim kraju też jest taka tradycja- odparła Łucja.-Mamy
ich zresztą całą masę.
Lecz
od tamtej pory unikała już przykładania ręki do spraw, w których uczestniczyła
też Diana. Moi bracia mieli do niej raczej neutralny stosunek: Piotr traktował
ją, jakby była nieco opóźniona w rozwoju, bo ilekroć zwracał się do niej (co
zdarzało się niezwykle rzadko), mówił bardzo uprzejmie i nienaturalnie powoli.
Co się tyczy Edmunda, to jeszcze nie słyszałam, by mówił coś bezpośrednio do
Diany. Moi bracia nie mogli jej jednak darzyć wyjątkową sympatią, skoro wpadł
im do głowy pomysł, że jesteśmy tutaj, by odesłać Dianę tam, skąd przybyła.
I
wciąż nie mogłam zrozumieć… Czy naprawdę uczyniłam tak wiele złego poprzednim
razem? Czy po prostu w Zabawie nie było czegoś takiego jak sprawiedliwość?
W
dzieciństwie ustalanie reguł zabawy należało do jej uczestników. Każda gra
kończyła się wtedy, kiedy dzieci były zmęczone lub kiedy rodzice wołali je na
obiad. Teraz byłam dorosła. I teraz nie mogłam już decydować o tym, jakie
zasady będzie miała moja Zabawa, ani kto do niej dołączy.
***
Blisko
dwa tygodnie po naszym przybyciu Kaspian postanowił zorganizować na naszą cześć
bal powitalny. Gdy nam o tym powiedział, jego mina wskazywała na to, że
organizuje pogrzeb jakiejś ważnej osobistości, niż zabawę dla uczczenia
przybycia przyjaciół państwa.
-Zaprosimy wszystkich tych ludzi z obcych krain, którzy
powinni wiedzieć o tym, że tu jesteście. Hope… Ministrowie…
Czułam,
że nasza- albo przynajmniej moja obecność tutaj (w gruncie rzeczy przecież nie żyłam) powinna pozostać tajemnicą
jak najdłużej. Przyznanie się opinii publicznej do tego, że tu jesteśmy, byłoby
równoznaczne z pogodzeniem się z brakiem drogi wyjścia, z koniecznością zostania w Zabawie. A czas jej trwania z
pewnością nie należał do jej uczestników. Jednak nie zaprotestowałam, gdy
Kaspian oznajmił nam wieść o balu.
Bo
to nie musiało być zagrożenie. To mogła być moja szansa. Jeśli nasze przybycie
miało powód- a z pewnością miało- bal był wspaniałą okazją do jego ujawnienia.
Słowem, miałam przeczucie, że na tym balu coś się wydarzy.
-Wymalujesz mnie, Zuzanno?
Moja
siostra przyszła do mnie z tą prośbą, zanim jeszcze zaczęły się przymiarki do
naszych sukien. Gdybym miała lepszy kontakt z Dianą, pewnie mogłabym zamówić
strój dla mnie i dla Łucji wtedy, kiedy krawcowe zdejmowały miarę z niej, ja
jednak wolałam, żeby Diana nie wiedziała, w czym wystąpię.
-A co na to powie Piotr?- odparłam. Swego czasu zażądałam
od Kaspiana dostępu do kosmetyków, na co on wzniósł tylko oczy ku niebu i
odparł, że mam spytać Diany, skąd „jej perfumy i takie rzeczy są sprowadzane”.
Spytałam, uzyskałam odpowiedź, zamówiłam swoje. Czułam się nieco pewniej,
wiedząc, że w każdej chwili mogę się ukryć pod warstwą pudru.
Takie
małe oszustwo, o którym wiedział każdy i nikt.
-Zuziu, nie jestem małym dzieckiem.
-Nie dla Piotra.
-I dla ciebie?
Prawdę
mówiąc, ja zaczynałam powoli oswajać się z tym faktem oswajać. Choć dziwna była
myśl, że w mojej rodzinie nie będzie żadnego dziecka. Edmund nigdy nim nie był,
a narodzenie Łucji… i te pierwsze jedenaście lat po jej narodzeniu… I jeszcze
kolejny rok…
Nie,
Łucja przestała być dzieckiem. Teraz była już dziewczyną.
-Jesteś pewna, że chcesz zacząć ukrywać twarz?- odparłam.
Moja
siostra spojrzała na mnie z zaskoczeniem.
-Ukrywać? Myślałam, że makijażem się ją upiększa.
-Kochanie, rzeczy rzadko kiedy mają tylko jedną funkcję.
I niekoniecznie ta najbardziej popularna jest tą główną.
-Zuzanno, o czym ty właściwie mówisz?
Nie
odpowiedziałam jej, tylko pokręciłam głową. Nie uważałam jej za brzydką, wprost
przeciwnie, jednak domyśliłam się, że jej makijaż nie będzie oszustwem, tylko
sposobem na podniesienie poczucia własnej wartości.
-Bardzo bym chciała móc postrzegać świat tak jak ty-
powiedziałam po prostu.
A
Łucja tylko spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami i nie odparła nic.
________________________________________________
Nic. Się. Nie. Dzieje. W tym rozdziale, w tym życiu.
17-19 maja, festiwal teatralny w Rypinie + nasz spektakl! Ktoś się wybiera, ktoś mieszka blisko?
23 marca, OKR. Aaaaa! Nie umiem prozy. W takim razie posiedzę sobie na fejsie, zanim najdzie mnie ochota, aby się jej pouczyć!
Potrzebuję ludzi.
Lepiej mi, bo 4:0.
Lepiej mi, bo 4:0.
♥
Buziaki, moje słoneczka! :*