poniedziałek, 29 kwietnia 2013

[10] Bal część II: Dotyk





-Bardzo się bałem… Bo nie byłem pewien.
                Siedziałam w pałacowym ogrodzie, lekko oparta o dawnego zdrajcę, mojego przyjaciela-nieprzyjaciela, którego kochałam mocniej niż własnego brata.
                Rafael.
                Powiedział mi, że nic się nie zmieniłam; nie miał racji. Zmieniłam się, tak jak on w ciągu tych ośmiu lat, podczas których musiał jakoś radzić sobie w tym świecie. Podobnie jak Kaspian, wyglądał starzej, choć przecież jeszcze nie powinien. Miał w sobie więcej kpiny, więcej jakiejś zimnej powagi…
                A jednocześnie był bardziej gniewny. Błyszczały mu oczy, kiedy tańczyliśmy i kiedy przestaliśmy, zmęczeni i przekonani, że jeszcze jeden taniec i nie będziemy mogli się zatrzymać.
                Nie chciałam wracać do zamku i czułam, że Rafael też nie chce mnie opuszczać. Nie po tym, co zaszło. Nie po takim tańcu, nie po tym, jak mnie dotykał, jak całował, jak robił wszystkie te rzeczy, którymi tylko mężczyzna może doprowadzić kobietę do
-Nie byłeś pewien czego?
                Patrzyliśmy w stronę morza, wyprostowani i dumni, zupełnie, jakbyśmy nie znali wszystkich niskich uczuć, wypierających te wzniosłe, dobre i piękne. Zupełnie, jakbyśmy  w tamtej chwili nie czuli się najniższymi- bo najprostszymi, rządzonymi tylko przez ciało- ludźmi na świecie.
-Czy będę mógł jeszcze raz… no nie wiem. Chyba… znaleźć się… trochę bliżej nieba.
                Oderwałam wzrok od fal i spojrzałam na Rafaela. Zarys jego twarzy powoli zamazywał się w mroku.
-Ale przecież nie ma nieba.
-Nie, Zuzanno. Niebo jest. Po prostu nie było nikogo, kto mógłby nas do niego wpuścić.
                Mimowolnie otworzyłam usta, patrząc na niego w jakimś specyficznym rodzaju objawienia. Patrząc na tamten moment z tego punktu, w którym jestem teraz, mam wrażenie, że to była chwila, gdzie zrozumiałam, co tak naprawdę napędza Rafaela.
                Zrozumiałam całą jego frustrację, jego gniew, niespełnienie i rozczarowanie, mękę, w jakiej musiał ciągle żyć. Zrozumiałam- poczułam- jego ból.
                I kiedy otworzyłam usta, żeby ubrać to w słowa, wszystko to uleciało w jednej sekundzie. Przestałam współodczuwać. Skończyłam rozumieć równie szybko, jak to pojęłam.
                A jednak był to właśnie ten moment, w którym wybaczyłam Rafaelowi wszystko.
***

                Oczywiście fakt, że Rafael miał w moim sercu specjalne miejsce nie oznaczał, że jego diabolicznemu rodzeństwu również zostały wybaczone wszystkie grzeszki.
                On i ona. Bezimienni brat i siostra, poróżnieni w dzieciństwie, z Rafaelem sprzymierzyli się w dorosłym życiu, by realizować swoje własne cele. A ponieważ każde z nich miało pewną niewytłumaczalną, nadprzyrodzoną zdolność, wydawać by się mogło, że tej rodzinie po prostu musi się udać.
                Ale się nie udało. Bo umarłam. A po mojej śmierci Rafael nie był w stanie walczyć już o ideały swojego rodzeństwa.
                Podczas naszego drugiego, przedłużonego nieco mocą boskiego Aslana pobytu w Narnii, w sąsiednim państwie wybuchła wojna. Tę wojnę rozpętał brat Rafaela, najpierw uwodząc księżniczkę Gallem, a potem księżniczkę Hope, co sprawiło, że dwie siostry, toczące spór o tron, dodatkowo zwróciły się przeciwko sobie. Ker-Paravel opowiedział się po stronie Hope, moi bracia i Kaspian pojechali bronić granic, a samą zainteresowaną Kaspian powierzył mojej opiece w zamku, chcąc tym samym zatrzymać mnie za bezpiecznymi murami stolicy. Jednak podczas walk ta zła siostra- Gallem- bohatersko zwróciła się przeciwko swoim poplecznikom, kiedy ci zorganizowali zamach na Kaspiana i to ona przyjęła na siebie cios. Hope, dobra i przykładna dziewczyna, najwidoczniej nie miała do złej siostry aż takiego żalu, bo natychmiast pojechała na front, by zaopiekować się chorą. Stwierdziłam wtedy, że tego już za wiele. Po prostu wsiadłam na konia i ruszyłam w drogę, by raz na zawsze zakończyć te bezsensowne walki, jednak nie byłam najszczęśliwszym jeźdźcem świata. Umarłam, po czym wróciłam do Anglii, by ostatecznie znaleźć się znowu w Narnii, kraju, który na dobrą sprawę zabił mnie niejeden raz.
                A co takiego zrobiła siostra Rafaela? Co złego wydarzyło się przez nią?
                Nie wiedziałam.
                Nie pamiętałam.
                Nie miałam pojęcia, jak wygląda, kim jest, co potrafi. Kojarzyła mi się z jasnym, delikatnym blaskiem, z mleczną poświatą, miękko wypełniającą przestrzeń, tak jak Rafael w mojej wyobraźni był czymś w rodzaju wielkiego wybuchu, dającego dużo światła i ciepła… Przez sekundę.
                Przez resztę czasu był moim przyjacielem.
***



                Wróciłam do zamku dopiero wtedy, kiedy zrobiło się naprawdę zimno. Rafael niespodziewanie pocałował mnie w usta na pożegnanie, po czym uśmiechnął się i rozpadł w złoty pył, który oprószył moją suknię i włosy. Otrzepałam się na tyle, na ile mogłam, po czym- próbując nie zwracać uwagi na mdlące ssanie w żołądku na samą myśl o tym, co muszę zrobić- przekroczyłam próg sali balowej.
                Goście bawili się w najlepsze, upojeni już porządnie muzyką, tańcem i alkoholem. Panie odrzuciły wachlarze, panowie z rumieńcami próbowali dotrzymać im tempa. W całym pomieszczeniu czuć było mocny zapach ludzi.
                Chwilę postałam w progu, obserwując tłum zamożnych, poważnych, statecznych ludzi, nagle pozbawionych hamulców. Nigdy jeszcze nie zostałam na żadnym królewskim przyjęciu do tak późnej pory- zwykle ulatnialiśmy się chyłkiem z Kaspianem do naszej wspólnej komnaty, ewentualnie znikałam gdzieś z Łucją, jeśli król był zajęty ważnymi sprawami. Taki widok stanowił dla mnie coś nowego.
                Właściwie było to całkiem zabawne. Gorzkie, ale jednak zabawne.
                Kiedy napatrzyłam się już dość na obcych ludzi, zaczęłam szukać w tłumie znajomych twarzy- mojego rodzeństwa, króla albo chociaż Diany. I chociaż raz po raz omiatałam wzrokiem salę, nigdzie nie mogłam dostrzec nikogo, kogo bym znała.
                Zaczepiłam jedną ze służek, która akurat przechodziła obok mnie ze srebrną tacą. Zanim odpowiedziała na moje pytanie, zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do głów i dygnęła grzecznie, starając się nie patrzeć mi w oczy.
-Królowie udali się na spotkanie Rady- powiedziała, uparcie unikając mojego spojrzenia. Uniosłam brwi.-A Jej Wysokość Królowa Łucja oraz Jaśnie Pani Diana chyba udały się już na spoczynek.
-Dawno zaczęła się ta narada?- spytałam.
-Dawno, Wasza Wysokość. Ma się już chyba ku końcowi.
                Zawahałam się, niepewna, co mam teraz zrobić.
                Z jednej strony mogłam poczekać, aż zebranie Rady się skończy i porozmawiać z Kaspianem. Widziałam wystarczająco dużo razy, jak męczą go te wieczne narady, to mówienie o niczym, to przekonywanie wszystkich tych bardzo-mądrych-ludzi do tego, że ich rozwiązania nie będą najlepsze dla kraju by wiedzieć, w jakim stanie wróci. I jak mocno będzie potrzebował wsparcia, czyjejś obecności, aby wyjść z tego nastroju.
                Ma Dianę
                Faktycznie, miał Dianę. Ale czy Diana, młoda, niedoświadczona, pokorna, uległa jest w stanie zrozumieć, czego oczekuje król? Czy po prostu zostawi go w spokoju, by męczył się z tym sam, by jego własne myśli doprowadziły go do szału? Gdybym miała zgadywać, tak właśnie by było. Diana nie była idealną kandydatką na przyjaciółkę.
                Z drugiej strony, mogłam przecież pójść do Edmunda. Jemu jednemu mogłabym powiedzieć o Rafaelu, miałam też pewność, że opowiedziałby mi, jak było na tym zebraniu Rady. Edmund był moim lekarstwem na zmęczenie, istniał dla mnie tak samo, jak ja istniałam dla Kaspiana, przynajmniej w zamierzchłych czasach. Jakby wiedział, czego oczekuję i mi to zapewniał. Więc mogłam iść do mojego młodszego brata, by poczuć się… lepiej?
                Tylko że wcale nie czułam się źle. I była taka jedna osoba- a właściwie dwie- które umiałyby zepsuć mi mój nastrój. Piotr i Diana, dwoje ludzi, z którymi moje relacje pozostawiały wiele do życzenia, a z którymi (a przynajmniej z Piotrem) absolutnie nie powinny tak wyglądać. Czy gdybym poszła do Piotra i porozmawiała z nim szczerze, odzyskałabym mojego starszego brata? Czy gdybym poszła do Diany, zrozumiałabym?
Mogłam również iść do Łucji. Położyć się obok niej, spytać, jak się bawiła, jak czuje się z tym, że ludzie zaczynają doceniać to, że nie jest już dzieckiem, tylko kobietą. Mogłam sprawić, by nie była samotna, mogłam być jej matką, opiekunką, powierniczką.
Aż wreszcie doszło do mnie, że przeceniam wartość rozmowy. Że Piotr wymówiłby się zmęczeniem, Edmund słuchałby tylko z ironicznym uśmiechem, nie mówiąc nic, a Łucja pewnie i tak nie powiedziałaby mi wiele. Moje wyobrażenia rzadko kiedy pokrywały się z rzeczywistością.
Pozostała mi więc tylko jedna osoba, osoba, do której wiedziałam, że pójdę, nawet bez tych wszystkich rozmyślań o tym, co mogłoby się stać. Podziękowałam służce i podążyłam do komnaty Kaspiana, by zastał mnie tam, gdy zebranie Rady dobiegnie końca.
***

                Kaspian był tak zmęczony, że nawet się nie zdziwił, kiedy zobaczył mnie, siedzącą na jego łóżku. Uśmiechnęłam się do niego ze współczuciem.
-Jak się czujesz?
-Fatalnie- odparł. Podszedł do swojego łoża z drugiej strony, po czym opadł na nie twarzą w dół. Odwróciłam się do niego przodem i pogłaskałam go po ramieniu.-Dlaczego niektórzy ludzie mają takie problemy...?- spytał.  Odwrócił twarz w moją stronę, by nie oddychać w poduszkę; miał zamknięte oczy. Wciągał powietrze powoli, jakby był na granicy snu.
                Przysunęłam się do niego jeszcze bliżej i zaczęłam masować mu ramiona. Na początku miał tak spięte mięśnie, że z ledwością mogłam nimi poruszyć, lecz stopniowo zaczął się rozluźniać. Dotykałam go delikatnie, subtelnie, po kobiecemu, wszystko po to, aby go uspokoić. Po kilku chwilach odezwał się znowu, jednak jego głos zabrzmiał nieco jaśniej.
-Jesteś… aniołem… Wiesz?
-Mhm- mruknęłam, przeciągając nieco spółgłoski.
-Ci Radni… czasami myślę, że oni tak naprawdę są… Mają takie wymyślone rzeczy, takie głupoty… Dlaczego ja mam się tym zajmować? Piotr… wychodził z siebie… Widziałem to… Ale się nie odzywał… Za to Edmund… walczył, jak lew… Momentalnie przestali go lubić…
                Zaśmiałam się. Na dźwięk mojego śmiechu Kaspian również uśmiechnął się blado. Kiedy wyczuł, że kończę go masować, potrząsnął głową. Jego czarne loki opadły mu na twarz.
-Nie… nie przestawaj...
-Dobrze.
                Usiadłam sobie nieco wygodniej i ponownie zaczęłam rozmasowywać jego ramiona. Teraz szło mi to daleko lepiej, kiedy nie był już taki usztywniony.
-Dlaczego… tu przyszłaś… Zuzanno?- wymruczał.
-Bo wiedziałam, jak się będziesz czuł, Kaspianie.
                Przytaknął.
-Zawsze… wiedziałaś, prawda?
                Miał taki uroczy głos. Hipnotyzująco-mruczący, jaki mają tylko ludzie, którzy są bardzo zmęczeni, a którzy odczuwają jednocześnie jakąś przyjemność.
-Tak, Kaspianie. Zawsze wiedziałam.
                Kaspian milczał dłuższą chwilę, jednak kiedy byłam już święcie przekonana, że zasnął, westchnął ciężko i rzekł:
-Nie przejmuj się, gdybym dziś poszedł się zabić.
-Nawet tak nie mów.
                Pokręcił tylko głową, nie otwierając oczu.
-Mam dziś spać tutaj?- spytałam.
-A mogłabyś?- spytał, z powrotem swoim sennym głosem.
                Nie odpowiedziałam mu, tylko zrzuciłam buty i ułożyłam się obok niego.
-Nie przebierzesz się?
-I tak nigdy w życiu nie założę już tej sukni.
-Szkoda, bo… jest bardzo… ładna.
                Uśmiechnęłam się, nieco z premedytacją chuchając delikatnie na Kaspiana.
-Nie idź się zabijać, dobrze?
-Dobrze.
                Znów nie odzywaliśmy się dłuższą chwilę. Leżałam twarzą do króla, jednak patrzyłam w punkt ponad jego ramieniem, ruszającym się w górę i w dół w rytm jego oddechu. Wpatrywałam się w migoczący płomień świeczki. A im dłużej patrzyłam, tym większe miałam poczucie, że to jest najbardziej realna rzecz tej chwili. Nic więcej nie należało już do tego świata.


__________________________________

Joł wszystkim. 
Wróciłam. Z pewnego miasta, z pewno konkursu, z pewnego stanu. Wróciłam i nic już nie jest tak samo.
Czy ktoś mógłby mnie przytulić? Bardzo proszę. 


6 komentarzy:

  1. Łaaaaał... Jako imienniczka królowej nawet mam te same życiowe doświadczenia, to tak na marginesie. Rozdział jest niesamowity, tak jak cała opowieść oparty na parapsychice, przemyśleniach i odczuciach. I to mi się w nim najbardziej podoba. Fragment w komnacie Kaspiana - chylę czoła, bo jest wspaniały.
    Przytulam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jest cudowny! Te wszystkie przemyślenia i odczucia Zuzanny... Brak mi słów, tak świetnie piszesz. I ja już chcę kolejny rozdział. Scena z Kaspianem <3

    Pozdrawiam cię cieplutko i mocno przytulam!
    Weny kochana!

    OdpowiedzUsuń
  3. Tulę tulę tulę tulę tulę tulę Cię kochana :******************** jeszcze nie przeczytałam rozdziału i nawet nie wiesz jak się ucieszyłam ,ze wreszcie jest :) cicha nadzieja na to, ze w końcu Kaspian i Zuzanna będą bliżej ;D bo jak wiadomo nadzieja zawsze umiera ostatni, a zwłaszcza moja :)

    Tulę tulę tulę tlę tulę tulę tulę jeszcze raz :********* i ciągle i nie przestaję :***********

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem jak to jest jeszcze możliwe, ale każdy kolejny rozdział jest lepszy od poprzedniego i ciekawszy :)
    Jeszcze się nie spotkałam, aby ktoś tak ciekawie jak ty przedstawił tą historię. Jest wiele blogów o Narnii, ale ten jest całkowicie inaczej przedstawiony. Ma inną historię, nowych bohaterów, a całość składa się z przemyśleń Zuzanny, które bardzo dobrze się czyta.
    Ostatnia scena,jednym słowem-genialna :)
    Pozdrawiam gorąco i życzę weny :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej :)
    Sama postanowiłam założyć bloga o tematyce narnijskiej. Mam nadzieję, że zajrzysz i dasz obiektywną opinię. Dopiero się uczę, nie tylko pisać jak i również obsługiwać blogspota.

    http://magiczna-narnia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wiem dlaczego te szablony nie chcą się pobrać, u mnie wszystko działa. Tutaj nowe linki:
    ~ leaving
    ~ nostalgia
    Pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń