Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie…
-Tak!- wykrzyknęła radośnie Łucja.
Nie
otwierałam oczu. Czułam, że stoję na ubitej ziemi, a chłodny, rześki wiatr
owiewa mi twarz. Nie musiałam patrzeć, by wiedzieć, w jakim miejscu się
znaleźliśmy. Tylko jedno miejsce tak pachniało.
Ciągle
zaciskałam powieki, kiedy ktoś delikatnie położył mi rękę na ramieniu.
-Zuzanno?- odezwał się Edmund.
Wesołe
okrzyki Łucji umilkły. Pokręciłam lekko głową, przygryzając wargę.
-Nie- mruknęłam.-Nie.
-Zuza…
Otworzyłam
oczy.
Staliśmy
na wzgórzu, niezbyt wysokim czy stromym. Jego grzbiet porastała ciemnozielona,
wysoka trawa, mokra od porannej rosy. W oddali wschodziło bladoróżowe słońce.
-Nie!
-Zuza, spokojnie. Na pewno to jest dziwne, ale…
-Nie!- odepchnęłam jego zimną, bladą dłoń, równie bladą
jak moja. Nie chciałam, by mnie dotykał, bo jakikolwiek kontakt mógł przecież
sprawić, że mój opór osłabnie, że stanie się coś strasznego…
Później,
znacznie później, kiedy już umiałam myśleć o całym tym wydarzeniu bez tylu
emocji, zdałam sobie sprawę, że Edmund jako jedyny potrafił wyobrazić sobie, co
czuję. Piotr i Łucja byli zbyt szczęśliwi, zbyt pochłonięci swoją prywatną
radością, by móc zwrócić uwagę na kogokolwiek innego. A skoro mój młodszy brat
dostrzegł moje uczucia… Nigdy się tego nie dowiedziałam, lecz miałam wszelkie
powody, by przypuszczać, że on też nie chciał wrócić do Zabawy.
Zbyt
wiele się wydarzyło ostatnim razem. Zbyt wiele.
-Nie, nie, nie,
nie…
-Spokojnie. Spokojnie. Wiesz, gdzie jesteśmy?
Pokiwałam
głową, z trudem przełykając ślinę, jakby normalne, ludzkie czynności sprawiały
mi ból.
-Chcę wrócić.
-Ty…- w głosie Edmunda pobrzmiewało niedowierzanie.-Ty
naprawdę wiesz, gdzie my jesteśmy?
Parsknęłam
wymuszonym, udawanym śmiechem, od którego zrobiło mi się niedobrze.
-Oczywiście, że wiem, gdzie jesteśmy- powiedziałam,
starając się włożyć w każde słowo jak najwięcej jadu, bo może jeśli ktoś (coś) zobaczy moje emocje, moją niechęć,
może jeszcze uda się to wszystko odwrócić…
-Zabawa zaczyna się na nowo- ciągnęłam.-Tylko dlaczego
tak prędko? I które z nas umrze tym razem? Może ty, Edmundzie?- spytałam złośliwie,
wskazując palcem na mojego brata. W jego zielonych oczach, oczach pełnych
blasku, dostrzegłam swoje odbicie- odbicie wariatki, debilki, dziewczyny, która
oszalała, która…
Przestań.
-Nic się nie bój, to nie takie trudne… Zasypiasz tu, a
budzisz się w Anglii…
Łucja
wydała zduszony okrzyk.
-Ty pamiętasz wszystko!- szepnęła, wpatrując się we
mnie.-Pamiętasz Kaspiana?
-Kaspiana… Rafaela… dziewczynkę- wyliczyłam,
przytrzymując jej wzrok. Jej twarzyczkę wykrzywił grymas. Nie zmyła jeszcze
makijażu, który zrobiłam jej przed wyjściem, co nadawało jej wygląd starej
maleńkiej. Tu, w Zabawie, wszystko wyglądało inaczej niż w moim świecie. Tu
reguły ustalał ktoś inny.
-Jak ona miała na imię? Jak miała na imię mała sierotka,
którą przygarnęłam?
-Nic nam nie mówiłaś! Nie rozmawiałaś z nami o tym!-
szepnęła Łucja oskarżycielskim tonem.
-Bo i po co?
Zapadło
długie, okropne milczenie. W końcu odezwał się Edmund.
-Niewiarygodne- mruknął, kręcąc głową.-Miałaś…
myśleliśmy, że nie będziesz nic pamiętać… Miałaś zapomnieć… Nigdy już tu nie
wrócić…
-A ty pamiętasz- przyznała Łucja tym samym,
oskarżycielskim szeptem.
-To chyba nie jest dobrze- zgodził się Edmund.
-Oczywiście, że to nie jest dobrze!- krzyknęłam,
podrywając się z kolan (a więc jednak
klęczałam tylko po co po co po co). Kątem oka dostrzegłam, że mam na
sukience dwie zielono-brązowe plamy od mokrej trawy i równie mokrej ziemi.-Nie
czujecie tego? To nie jest naturalne. To nie powinno się odbyć! Piotrze!
Posłuchaj, czyż nie mówiono nam, że już tu nie wrócimy? Co w tym planie było
złe?
Piotr
spojrzał na mnie niewidzącym wzrokiem, po czym przez jego twarz przemknął cień.
-Dlaczego Aslan zmienił zdanie?- dodał Edmund.
Mój
starszy brat milczał długą chwilę. Później pokręcił powoli głową, wodząc
zamyślonym spojrzeniem po całym wzgórzu.
-A co jeśli… jeśli to nie Aslan?
Łucja
spojrzała na niego błyszczącymi oczami.
-Jak to: nie Aslan?- spytała głośno.
-Łucjo, z początku myślałem, że to wspaniale, lecz sama
pomyśl… To przecież nigdy nie odbyło się w ten sposób… Światło? A dawniej szafa,
dworzec…
-Tamto było dobre- powiedział Edmund z
namysłem.-Naturalne, prawdziwe. Nazwijcie to jak chcecie.
-Ale pomyślcie chwilę!- powiedziała błagalnie Łucja,
robiąc kilka małych kroczków w stronę Piotra. Słońce powoli przybierało
złocisty odcień, wyzbywając się porannych pasteli.-Za każdym razem, kiedy tu
jesteśmy, jesteśmy tu z jakiegoś powodu… A nigdy jeszcze sposób, w jaki
wróciliśmy do naszego królestwa, nie był aż tak ważny, tylko powód, który nas
tu sprowadził! Czy nie powinniśmy raczej dowiedzieć się, co się dzieje?
-No tak- warknęłam. Logika jej argumentów sprawiła, że
coraz bardziej chciałam się stąd wyrwać.-Jasne. Uratujmy ten kraj, a potem
zostańmy pozbawieni wszystkiego, co ważne, bo nie jesteśmy już tu potrzebni… W
końcu za każdym razem tak to się odbywa!
-Ale może nasi poddani nas potrzebują…
-Łucja, to nie są żadni NASI poddani! To nie są już
pewnie nawet poddani… poddani…
Straszna
myśl ścięła mi krew w żyłach.
Nigdy
dotąd nie pomyślałam, jak czuł się król, dowiedziawszy się o mojej śmierci- nie
chciałam wiedzieć, co zrobił; czy rozpaczał, czy rwał włosy z głowy, czy starał
się wyzbyć wszelkich emocji…
A
co, gdyby role miały się odwrócić i to moim przeznaczeniem było teraz
zmierzenie się ze śmiercią jedynego
mężczyzny na którym kiedykolwiek mi zależało króla? A co, jeśli miałam
spotkać jego dzieci?
-Kto raz został władcą…- zaczęła Łucja, z nabożeństwem
wymawiając każdy wyraz.
-A więc jestem w mniejszości, tak? Czy ktoś stoi po mojej
stronie?- przerwałam jej, cedząc słowa przez zęby.
-Zuzanno- powiedział cicho Piotr.-Nie chodzi o to, że
jesteśmy przeciwko tobie. Ale i tak nie możemy nic zrobić. Sami nie wrócimy do
Anglii, więc równie dobrze możemy rozeznać się w sytuacji. Może… może
faktycznie mamy tu coś do zrobienia.
Prychnęłam,
wznosząc oczy ku niebu.
-Czyli chyba wprosimy się do króla na śniadanie-
podsumował Edmund, spoglądając znacząco na horyzont. Słońce miało już ładny,
złoty odcień.
Widać
w tutejszej przyrodzie panowała piękna, ciepła jesień.
***
Nie
chciałam robić z siebie ofiary ani nikogo takiego.
Piotr
i Łucja prowadzili, pogrążeni w cichej rozmowie. Od czasu do czasu do moich
uszu docierały ich głosy- głosy pełne ledwo tłumionej radości i oczekiwania.
Nawet ja umiałam mniej więcej powiedzieć, w jakim miejscu znajduje się wzgórze,
na którym wylądowaliśmy, dlatego nie mieliśmy szans się zgubić. Co więcej, czas
naszej drogi udało mi się oszacować na około pół godziny.
Edmund
szedł ramię w ramię ze mną, od czasu do czasu zadając mi pytania o to, co
pamiętam.
-A jak mnie uprowadzono?
-Tak, pamiętam. To był Rafael, a my ruszyliśmy z misją
ratunkową, o mało co nie zostając pogrzebani żywcem w podziemiach zamku Gamle.
-Coś takiego!
A po
chwili:
-A ile miałaś konnych wypadków?
-Dwa. Za pierwszym razem chyba naprawdę straciłam pamięć…
Taaak, bo później myślałam, że nie znam Rafaela, a kiedy zaczęłam odzyskiwać
wspomnienia, Łucja wszystko mi
wyjaśniła… Kim jest Rafael i tak dalej... Wtedy też zaginęła dziewczynka,
prawda? A za drugim razem… No cóż, umarłam.
Widać nie jestem najszczęśliwszym jeźdźcem na świecie.
-Niewiarygodne…
I
dalej.
-Więc Kaspiana też pamiętasz?
Nie
miałam ochoty odpowiadać na to pytanie i Edmund chyba to wyczuł, bo pośpiesznie
zmienił temat.
-A twoja przybrana córka?
-Pamiętam, że znaleźliśmy ją w lesie, tuż po odbiciu ciebie z rąk Rafaela… Ale... nie pamiętam… Nie wiesz, co się z nią stało?
-Pamiętam, że znaleźliśmy ją w lesie, tuż po odbiciu ciebie z rąk Rafaela… Ale... nie pamiętam… Nie wiesz, co się z nią stało?
-Z początku wszyscy myśleli, że zginęła. A potem… to nie
było już takie oczywiste, bo nikt nie znalazł… No wiesz. Ciała.
-I?
-I upowszechniła się teoria, że ktoś ją znalazł i
przygarnął.
Zamyśliłam
się na chwilę nad jego słowami. Taka wersja była całkiem prawdopodobna, lecz
gdyby dziewczynka kiedykolwiek- zupełnie przypadkiem- dowiedziała się prawdy…
Że została znaleziona i przygarnięta przez królewską parę, lecz ich córką była
jedynie kilka miesięcy, ponieważ później królowa zginęła, a ją znaleźli jej
obecni rodzice…
Tak
młoda, a ile tajemnic w sobie kryła!
-Ona umiała… ona sprawiała, że rośliny kwitły, prawda?
Edmund
pokiwał głową z powagą.
-Pamiętasz jej imię?
-Nie… właśnie nie… To jedyny szczegół, który ciągle mi
umyka.
Mój
młodszy brat zmarszczył brwi.
-Dziwne… ja też go nie pamiętam… A przysiągłbym, że…
Jednak
nie dowiedziałam się, co mój brat mógłby mi przysiąc, gdyż dotarliśmy właśnie
do naszego celu i Edmund umilkł, wpatrując się w nasz dawny dom, gdzie każdy z
nas pozostawił cząstkę siebie.
Zabawne, jak bardzo
nienawidziłam tego miejsca.
***
Oczywiście,
nie mogliśmy sobie tak po prostu wmaszerować na zamek, mówiąc, kim jesteśmy. Po
pierwsze, jeśli znów minęło tysiąc trzysta lat (co było całkiem prawdopodobne…)
uznano by nas za wariatów i wtrącono do więzienia. Po drugie, nie wiadomo, czy
kto teraz królował tym krajem, bo kto nim rzeczywiście rządził, to zupełnie
inna kwestia.
Tak
więc Piotr i Edmund powiedzieli strażnikom, że prosimy o azyl polityczny, gdyż
zbiegamy z obcego państwa, ledwo uchodząc z życiem, lecz naszą historię możemy
wyjawić jedynie królowi. Strażnicy chyba w to uwierzyli, gdyż- uprzednio
dokładnie sprawdziwszy, czy nie mamy przy sobie żadnej broni- pod ścisłą
eskortą poprowadzili nas w kierunku pomieszczeń władcy. Właściwie dopiero teraz
zdałam sobie sprawę, że nasze ubrania absolutnie nie wpasowują się w panującą
tu modę. Moja kremowa sukienka, ubrudzona na kolanach błotem i trawą, jasna
koszula Piotra, znoszone spodnie Edmunda i sięgająca kolan spódnica Łucji: coś
czułam, że to wszystko nie utrudniło strażnikom uwierzenia w historię o
zagranicznych uchodźcach.
Piotr
próbował wypytać naszą eskortę, kto jest obecnym władcą, jednak żaden z
mężczyzn nie był zbyt rozmowny. Podejrzewałam, że boją się gniewu swojego
króla, jeśli okaże się, że jesteśmy nieproszonymi gośćmi.
-Lepiej dla nas, by monarcha znał historię- mruknął
Edmund.
Wzruszyłam
ramionami. Dla mnie byłoby lepiej, gdyby król okazał się absolutnym tłukiem i
wyrzucił nas z pałacu. Wtedy musielibyśmy poszukać drogi powrotnej do Anglii i
zakończyć to wszystko raz na zawsze.
Jeden
ze strażników wszedł przez wysokie, misternie zdobione drzwi do pomieszczenia,
które doskonale pamiętałam (w końcu spędziłam w nim mnóstwo poranków!) znikając
nam z oczu na krótką chwilę. W całym zamku unosił się apetyczny zapach świeżego
pieczywa, a przez okna sączyło się poranne światło, złocąc niesamowicie oczy
mojego rodzeństwa, jak pewnie i moje.
Zrobiło
mi się niedobrze z obrzydzenia do wszystkich tych rzeczy.
Strażnik
na powrót stanął przed nami, nie domykając uchylonych drzwi.
-Jego Wysokość zgodził się ugościć was na śniadaniu.
Łucja
rzuciła mi krótkie, pełne niepokoju spojrzenie, po czym przeszła przez drzwi za
Edmundem. Piotr gestem nakazał mi, bym uczyniła to samo.
Teraz
już nie było odwrotu. Gdybym tylko nalegała bardziej na to, że musimy wracać,
że nie możemy tu być, że póki nikt się jeszcze nie dowiedział, że przybyliśmy,
można to odkręcić...
Czując
na sobie wzrok Piotra, przestąpiłam próg.
__________________________________________________________
Takie to niedorobione jakieś, nie wiem. Czytam
„Lalę”, Jacka Dehnela, czytam „Mistrza i Małgorzatę” Bułhakowa, czytam
„50 twarzy Greya”, czytam „Urodę życia” Żeromskiego…
Warsztaty teatralne + Teatr Muzyczny Gdynia „Przebudzenie Wiosny” = NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ! Czuję się bardzo kulturalnie. I Pink mi chodzi po głowie. Gotta get up and try, try, try!
* Martaaaaa, jutro fiiiiizyyyykaaaaaa!
* Pisarko, jestem niesamowicie wdzięczna, że tak dokładnie czytasz moją zacną twórczość… To bardzo budujące ! Dzięki mojemu talentowi w posługiwaniu się Internetem udało mi się odnaleźć Twojego bloga i właśnie go dopisuję do listy lektur ;*
* Królowo, mów co chcesz, a ja i tak sądzę, że jak człowiek nie marzy i swoje marzenia przekreśla, to po prostu umiera. Nigdy w życiu nie widziałam cię na oczy, ale sądzę, że mogłabyś zostać moją przyjaciółką… Taką wiesz, od serca ♥
Warsztaty teatralne + Teatr Muzyczny Gdynia „Przebudzenie Wiosny” = NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ! Czuję się bardzo kulturalnie. I Pink mi chodzi po głowie. Gotta get up and try, try, try!
* Martaaaaa, jutro fiiiiizyyyykaaaaaa!
* Pisarko, jestem niesamowicie wdzięczna, że tak dokładnie czytasz moją zacną twórczość… To bardzo budujące ! Dzięki mojemu talentowi w posługiwaniu się Internetem udało mi się odnaleźć Twojego bloga i właśnie go dopisuję do listy lektur ;*
* Królowo, mów co chcesz, a ja i tak sądzę, że jak człowiek nie marzy i swoje marzenia przekreśla, to po prostu umiera. Nigdy w życiu nie widziałam cię na oczy, ale sądzę, że mogłabyś zostać moją przyjaciółką… Taką wiesz, od serca ♥
Cześć!
OdpowiedzUsuńNa Twojego bloga trafiłam niedawno (no dobra pół godziny temu :)) i już doszłam do tego rozdziału. Mimo tego, że czytałam wiele opowieści z perspektywy Zuzanny, która "zapomniała" to Twój blog jakoś mnie urzekł :) nie wiem dlaczego, ale to bardzo dobrze, bo to znaczy, ze będę tu często zaglądać ^^
Wiele razy przeglądałam spis blogów na stronie Pisarki i nie wiem dlaczego nigdy nie weszłam na Twojego, a teraz żałuję, że tak długo zwlekałam :)
Nie chcę się rozpisywać, bo chciałabym jak najszybciej przeczytać pozostałe rozdziały....
:)
A! I ja też kocham grać w teatrze i marzy mi się kariera aktorska ale to jest tak realne jak to, że Narnia istnieje na prawdę.... ;p
Ale no :) czekam na kolejne rozdziały i mogłabym Cię prosić, żebyś mnie o nich informowała?
Można mnie znaleźć na www.zuzannaLOVEkaspian.bloog.pl
tak tak, wiem niezbyt chwytliwy tytuł, ale bloga zakładałam dawno i brakowało mi rozeznania xDDDD